niedziela, 30 marca 2014

VII. Pięć spojrzeń na sytuację.

Obudził mnie dźwięk budzika w telefonie. Otworzyłam powoli oczy i wymacałam komórkę na podłodze, przy łóżku. Tak długo przyciskałam klawisz z czerwoną słuchawką, że urządzenie ostatni raz zawibrowało i się wyłączyło. Musiałam wstać, ubrać się i iść do szkoły, spróbować normalnie funkcjonować, ostatnie trzy dni od powrotu z Oto były równie bogate w wydarzenia, jak dzień odwołanego wyścigu. Itachi zniknął i nikt nie miał o nim informacji, Sahirah wciąż leżała w śpiączce, a wokół morderstwa Yody narosło tyle teorii spiskowych ze strony policji, że nikt o tym nie wspominał wśród członków gangu. Tak było bezpieczniej. Ale ich porozumiewawcze spojrzenia mówiły mi wszystko, oni wiedzieli, co dzieje się z Uchiha, manipulowali informacjami podawanymi w prasie i lokalnej telewizji, wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, jaką władzę ma Akatsuki. To nie było zbiorowisko dzieciaków, którym marzą się "jakieś" pieniądze, "jakieś" samochody, "jakaś" władza i "jakieś" dziewczyny. To byli zawodowcy, którzy, pomimo swojego wieku, bardzo dobrze wiedzieli, czego chcą i dążyli do tego.
Gotowa do wyjścia zeszłam na dół z plecakiem na ramieniu.
- ...gdzieś. Zamiast bezczynnie siedzieć mógłbym zrobić coś pożytecznego. - dotarł do mnie ściszony głos Sasoriego. Jego rana jeszcze się nie zagoiła, a ciągłe napominania ciotki, by leżał i odpoczywał, drażniły go. Ileż można słuchać przewrażliwionej matki?
-Jasne i spaprałbyś robotę, dzieciaku. Myślisz, że Hangetsu teraz będzie trzymane na smyczy? Przez kogo, co? Jak cię złapią, to nawet nie będziesz mógł się obronić, wtedy nie byłeś uważny, teraz będziesz? - wysyczał groźnie Yahiko.
-Naszym problemem jest to, że Itachi nie próbował wyciągnąć z Yody żadnych informacji. Dał się ponieść i teraz nie dość, że nic nie wiemy, to jeszcze on nawiał.- tłumaczył cierpliwie Nagato, abstrahując od dyskusji braci.
- Wąż już wie? - zapytał Sasori, ściągnęłam brwi, wąż?
- Oczywiście, że wie. Za kogo ty go masz?- prychnął gniewnie Yahiko.
-  Najpierw trzeba znaleźć Itachiego. Niech Hidan i Kakuzu  złapią kilku ludzi Yody, trzeba ich przesłuchać. Skoro Wąż jest w Oto, możemy zakończyć tę sprawę. - wyłożył Nagato i zamilkli. Jaką sprawę? Wąż w Oto? Chodzi o tego Orochimaru o którym mówił Yoda? Jakie przesłuchanie? O co w tym wszystkim znów chodzi? Zeszłam, tupiąc głośno, do salonu, i z nieświadomym wyrazem twarzy przywitałam się z nimi. Na mój widok Yahiko przywołał łobuzierski uśmiech na usta.
-Gotowa? To jedziemy. - podszedł do mnie, w międzyczasie biorąc swój plecak z kanapy.
-A ty, Nagato? - zapytałam, patrząc na kuzyna, który również się uśmiechał nieszczerze.
-Zostaję z Sasorim. Zobaczymy się później. - powiedział spokojnie, a ja przejrzałam kłamstwo. Nie zostanie w domu, pojedzie i będzie szukał Itachiego, na pewno.
Uśmiechnęłam się znów i pokiwałam głową. Doskonale wychodziło nam udawanie, że niczego nie wiemy. Oni przejrzeli mnie, ja przejrzałam ich, tylko gdzie był sens tej szopki?

Spotkaliśmy się pod szkołą. Przyjechał tylko on i Sakura. A więc Nagato rzeczywiście zamierzał zrobić to, co zapowiadał już od dwóch dni. Nie wierzyłam w ani jedno ich słowo, a teraz miałam się przekonać, że mówili prawdę. Popatrzyłam na Yahiko, zdawał się być zamyślony, poważny, i tylko gdy Sakura mówiła coś do niego lub patrzyła w jego stronę, udawał zrelaksowanego. Zobaczył mnie, jego brązowe oczy zajrzały do moich myśli na krótką chwilę, by odwrócić wzrok, widząc oskarżenie wypisane na mojej twarzy. Odwróciłam głowę i zacisnęłam szczęki, nie chciałam, by myślał, że go obwiniam, nikt nie zawinił w tej sytuacji, poza Sahirah. Westchnęłam głęboko, kochałam Yahiko od momentu, w którym się poznaliśmy. Wpakował mi się pod koła, nie zdążyłam zahamować, gdy jego ogromna postać zderzyła się z maską mojego samochodu, wysiadłam spanikowana z samochodu z myślą, że go zabiłam. Leżał na ulicy, a dookoła nas zebrał się tłum ludzi. Miał rozcięcie na czole, krew spłynęła wąską stróżką na czarny asfalt, i zamknięte oczy. Uklękłam przy nim i zapytałam głupio, czy mnie słyszy i czy wszystko w porządku.
-Tak, poza tym, że chyba złamałaś mi żebra, jest w porządku. - odparł i otworzył oczy. Ja byłam przerażona, on obolały i rozbawiony. Gdy zabierało go pogotowie, rzucił do mnie:
-Proszę przyjechać do szpitala, jeszcze nie skończyliśmy. - a jego uśmiech sprawił, że zmiękły mi nogi. Od tamtej pory, każdego dnia, dziękowałam Bogu, że spowodowałam ten wypadek, w którym złamałam mu cztery żebra.
Podszedł do mnie z wymuszonym uśmiechem, Sakura już powędrowała do szkoły, machając mi na powitanie.
-Cześć. - rzucił lakonicznie i pocałował mnie w policzek. Skrzywiłam się lekko.
-O co chodzi? - zapytałam bez wstępu. Uśmiech zniknął w jednej chwili, zamiast niego pojawił się prawdziwy wyraz twarzy mówiący o zmęczeniu. Mężczyzna przeczesał włosy palcami i poprawił plecak na ramieniu. Chciałam mu pomóc, dowiedzieć się, co go martwi i sprawić, by wrócił mój uśmiechnięty, wyluzowany Yahiko.
- Koniecznie chcesz dzisiaj być na lekcjach?- zapytał, pokręciłam głową z uśmiechem. Bez przesady, aż tak to szkoły nie lubiłam. Zgodnie podeszliśmy do jego auta, wsiedliśmy i wyjechaliśmy z parkingu.
- Yahiko... - zaczęłam, odwracając głowę od okna.
-Musimy... na jakiś czas chciałbym, żebyś... - zacisnął wargi, serce zabiło mi szybciej, przeczuwając, co chce powiedzieć.
- Posłuchaj, ja... - poprawiłam się na fotelu.
- Musisz wyjechać, Konan. - uparcie wpatrywał się na ulicę.
-Co to znaczy? - zapytałam ostro, wierząc, że przekonam go do zmiany zdania.
-Masz wyjechać z Suna. Gdziekolwiek. I nie kontaktować się z nikim, kiedy będzie spokojnie, znajdę cię. - powiedział spokojnie. Zamarłam. Co to, do cholery, miało znaczyć? Jak to: mam wyjechać? Dlaczego?
Pokiwałam głową i zwilżyłam językiem wargi. Znów kombinowali coś, o czym nikt nie mógł wiedzieć, ale tym razem zapowiadało się poważniej.
-Rozumiem, że o niczym więcej mi nie powiesz. - stwierdziłam. Wiedziałam, że nie mam o czym dyskutować, Yahiko, gdyby zaszła potrzeba, wywiózł by mnie z Suna siłą, obstawił kamerami i ludźmi w bunkrze, dziesięć kilometrów pod ziemią.
- Tak będzie lepiej. - odparł tylko.
- Kiedy?
-Jak najszybciej, najlepiej jeszcze w tym tygodniu. - brzmiała odpowiedź. Popatrzyłam na niego przestraszona. To było stanowczo za szybko.
- Na jak długo? - zapytałam cicho, opuszczając zrezygnowana głowę.
- Nie wiem, Konan. To może trochę potrwać.- złapał mnie za rękę i westchnął cicho.
- Zawieź mnie do domu. - poprosiłam. Posłusznie zawrócił samochód, chyba tylko cudem, taki był ruch, i pojechaliśmy na Plac Wiatru. Gdzieś na dnie serca pojawiła się obawa, że Yahiko może nie wrócić. I to, co przede mną ukrywa, przyczyni się do wykreślenia mnie z jego życia, na zawsze.

Yamaha Orissa miała czterdzieści osiem lat, zielone oczy i kasztanowe włosy poznaczone już kilkoma pasmami siwizny oraz zmęczoną twarz pooraną zmarszczkami, a gdy patrzyła na śpiącą córkę, blask zielonych oczu gasł. Siedziała przy łóżku Sahirah trzecią noc od powrotu z Ame Gakure i nie pozwalała sobie na sen. W szpitalu było cicho, w sali dźwięczała aparatura, która dawała Orissie nadzieję, że dziecko się obudzi. Doktor Junko przyniosła jej rano kawę ale żadnej dobrej wiadomości.
Kobieta wiedziała, że Sahirah została porwana i postrzelona, i gdyby nie Itachi, sprawa mogłaby wyglądać poważniej, ale nie potrafiła odepchnąć żalu i pretensji. Gdyby Sah nie spotykała się z Uchiha, taka sytuacja nie miałaby miejsca. Ale córka nigdy nie słuchała, wciąż robiła na przekór wszystkim dookoła. Yamaha z żalem pomyślała, że nie sprawdziła się w roli matki, a jeśli Sah umrze, nigdy sobie tego nie wybaczy.
Jak to jest, że pełny rachunek sumienia robimy tylko w chwilach zagrożenia życia naszych bliskich? Odkrywamy, że tak naprawdę mogliśmy podjąć wiele decyzji, zrobić wiele rzeczy gdybyśmy zdołali odrzucić dumę i zgubną ambicję. Wydaje nam się, że może, gdybyśmy zrobili inaczej to czy tamto, to zapobieglibyśmy sytuacji,w której znajdujemy się obecnie. Zapominamy, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu, a to, co ma się wydarzyć, z pewnością się wydarzy, bez względu na próby naszych ingerencji. Nie ma znaczenia, co powiemy lub zrobimy, życie zawsze będzie toczyło się swoim rytmem, choć może nie brzmi to zbyt odkrywczo.
Yamaha usłyszała cichy świst i spojrzała na córkę. Sahirah wciągnęła powietrze głośno i coś wyszeptała. Miała zamknięte oczy, chyba mówiła przez sen. Kobieta złapała córkę za dłoń i ścisnęła lekko. Budzi się, nareszcie się budzi. Orissa poczuła łzy szczęścia pod powiekami, podniosła się z krzesła i z uśmiechem wpatrywała się w twarz dziecka.
-Ita...chi...- usłyszała, a serce zabiło jej mocniej. Po chwili wargi Sah złączyły się i już nie poruszyły.

Kakashi siedział przy stole, a przed sobą rozłożył cztery teczki wypełnione informacjami o sprawie, którą prowadził. Kawa, zaparzona już po raz czwarty, parowała w kubku wydzielając mocny aromat czarnej arabiki. Zasłony skromnego mieszkania były pozaciągane, światło dwóch lamp padało na poważną, przystojną twarz mężczyzny, który w zamyśleniu wpatrywał się w plik kartek zapełnionych drukiem. Miał za mało informacji by posunąć się naprzód. Z westchnieniem odłożył dokumenty i sięgnął po leżącą obok niego, na kanapie, małą kartkę wypełnioną pochyłym, kształtnym pismem. Jego agent był w Ame Gakure i spotkał się z wtyczką. Kakashi za kilka dni otrzyma informacje dotyczące kilku osób, nad którymi pracował od roku. Na szczęście Stary Fu Uchiha zgodził się przedłużyć sprawę o kilka tygodni. Nie miał wiele czasu i musiał wykorzystać każdą chwilę, jaka mu została. Wszystko okaże się w ciągu następnego tygodnia.

Minęły dwa dni w ciągu których wysłałam do Sasuke cztery wiadomości, nagrałam się trzy razy na sekretarce, a nieodebranych połączeń miał chyba dziesięć. Musiałam z nim pogadać, koniecznie. Nie rozumiał, że skoro wydzwaniałam tyle razy, to musiało stać się coś poważnego? Siedziałam przy łóżku Sahirah, jej matka dała się przekonać na kilkugodzinną drzemkę w jakimś hotelu w Oto.
-Tenshi, dlaczego tutaj leżysz? Teraz? Kiedy tak bardzo cię potrzebujemy. - wyszeptałam, czując, jak żal ściska mnie za gardło. Słyszałam swoje sumienie powtarzające "Wiedziałaś, że coś będzie nie tak. Dlaczego jej nie zatrzymałaś, Sakura? Widziałaś, jak patrzył Itachi i przyznałaś mu rację, ale pozwoliłaś na to wszystko! A teraz Sahirah leży w śpiączce i nie wiadomo, czy się obudzi. Jak spojrzysz w lustro?! Jak możesz nazywać siebie przyjaciółką?!". Po każdej fali wyrzutów, pod powiekami zbierały mi się gorące łzy. Prawie w ogóle nie znałam dziewczyny leżącej przede mną, nie łączyło nas nic, poza miłością do tańca i do braci Uchiha. Ale przez te dwa tygodnie... te krótkie dwa tygodnie czułam, że mam przyjaciółkę, znów. I straciłam ją.
Z westchnieniem wstałam z krzesła i przespacerowałam się po niewielkiej sali. Niecierpliwie sprawdziłam telefon ale żadnego odzewu od Sasuke. Palant, zabiję go. Nie po to dzwonię, żeby Jego Wysokość Patrzcie-Jaki-Jestem-Wspaniały Uchiha nie odbierał. Baran jeden. Trudno, spróbujmy inaczej. Wybrałam numer Naruto, pewnie mnie opieprzy że tak długo się nie odzywałam ale... czego się nie robi dla informacji? Przyłożyłam telefon do ucha. Jeden sygnał... cisza... drugi sygnał... cisza... trzeci sygnał i kliknięcie. Uśmiechnęłam się, w końcu.
-Cześć, tu Lis, nie mogę teraz gadać. Oddzwonię później.Yo. - no, czy ci durnie powariowali?! Co to, do cholery?! Są najlepszymi przyjaciółmi, chyba powinna być między nimi jakaś.. nie wiem, zależność? Symbioza? Jak jeden nie odbiera, to drugi siedzi przy telefonie 24/7. Wściekli się czy co? Prychnęłam cicho, obiecując sobie, że jak tylko złapię Uzumakiego w swoje ręce, nie wiem jeszcze, kiedy, ale na pewno niedługo, to tak mu nawtykam... ba, więcej, lanie mu spuszczę!
-Sakura?
-Czego? - warknęłam, cały dobry humor szlag trafił. Odwróciłam się ze ściągniętymi brwiami, w dłoni ściskając telefon. Gaara? Co on tu robił?
-Przepraszam. - powiedziałam, widząc jego skonsternowaną minę - Coś się stało?
-To chyba ja powinienem zapytać. Wiesz, pomyślałem, że moglibyśmy razem wyskoczyć do Kumo Gakure, w tym tygodniu jest tam jakaś większa impreza. Oświetlone budynki, fajerwerki... coś w tym stylu. Co myślisz? - zapytał spokojnie. Czy wy też, czytając to, wgapiacie się z niedowierzaniem w ekran? Ja gapiłam się na niego z szeroko otwartymi oczami i nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Moja przyjaciółka leży w śpiączce, a ja mam jechać na jakiś śmieszny pokaz? Czy on zwariował?
- Ty chyba niepoważny jesteś. - prychnęłam o oktawę wyższym głosem. Co to za poroniony pomysł? Skąd on w ogóle coś takiego wytrzasnął?
-Sakura... - westchnął i podszedł do mnie. Lubiłam go i w ogóle, ale bez przesady. Randkować nie zamierzam. Sasuke by się wściekł... chwila, dlaczego o nim pomyślałam? I dlaczego się tym przejęłam?
-To nie jest propozycja. - powiedział cicho, patrząc mi w oczy. Wzdrygnęłam się, co, znowu mam być porwana, tym razem przez swoich?
-Co to ma znaczyć? - zacisnęłam wargi.
-Jedziesz ze mną do Kumo Gakure, to jest polecenie twoich kuzynów.

Był cholernie zmęczony świadomością, że nie może z nią porozmawiać. Dnie płynęły powoli, noce, wypełnione zakazanym życiem, sączyły swój jad w żyły i uzależniały. Przestał liczyć się z kosztami, zapomniał o słowie "umiar", zaczynał rozróżniać tylko "przestrzelić" i "zastrzelić". Stłumiona przez ściany muzyka i pulsujące gra świateł i cieni przyprawiały go o ból głowy. Oddał wszystko, co posiadał, teraz nadszedł czas, by odrobić straty. Siedzący na przeciw mężczyzna w bluzie, z kapturem na głowie, podsunął mu czarną teczkę.
-Tu są wszystkie adresy i telefony z których korzystał, oraz nazwiska współpracowników, ich zdjęcia, dokładne dane i miejsca zamieszkania. - usłyszał niski głos. Pokiwał głową i wypuścił dym tytoniowy z płuc. Palił już paczkę dziennie, niedobrze.
Obok siebie zobaczył dwie wysokie blondynki z mocnym makijażem, w strojach... jakby co najmniej były tancerkami. Miały długie, zgrabne nogi, płaskie brzuchy i całkiem przyjemną dla oka resztę, a w dłoniach trzymały do połowy puste szklanki z drinkami.
-Cześć, nie macie ocho... - jedna z nich zamarła z prowokującym uśmiechem na ustach, gdy dostrzegła spojrzenie zimnych, czarnych oczu wypełnionych pogardą.
-Przeszkadzasz mi w interesach, wynoś się. - atmosferę przeciął spokojny, niemal wyprany z emocji głos tnący niczym nóż. Dziewczyny zniknęły równie szybko jak się pojawiły.
-No weź, takie były fajne...- jęknął z pretensją towarzysz.
-Zawsze możesz je złapać. - brzmiała odpowiedź.
-Co ci się stało, Sharingan? Lubiłeś się dobrze zabawić. Nie mów mi, że to ta Sahirah... - usłyszał cichy szelest, charakterystyczny dla odbezpieczanej broni. Lufa Beretty, z wygrawerowanymi po bokach wachlarzami klanu, była wymierzona w jego głowę. Ruchy Sharingana były tak szybkie, że niemal niedostrzegalne.
-Milcz. - brzmiał rozkaz i Beretta wróciła do kabury. Tenshi... Sahirah... nie, później. Pomyśli o tym później. Mantra, powtarzana od kilku dni, brzmiała jak przekleństwo. Nie dopuszczał do siebie żadnych myśli o Orissie, Yahiko jeszcze nie dał znaku, więc wciąż spała. Ta świadomość doprowadzała go do szału. Sah  mogłaby wrzeszczeć, płakać, rzucać czym popadnie, grozić, że go zabije i co tam jeszcze by wymyśliła, ale niech się wreszcie obudzi, niech wróci. O nic więcej nie prosił. Zabrał teczkę, sprawdzając uprzednio jej zawartość, skinieniem głowy żegnając się z drugim mężczyzną, i wyszedł z lokalu, ignorując nachalne spojrzenia tancerek i dziewczyn, które poszukiwały sponsora lub, w najlepszej możliwości, męża. Wsiadł do samochodu i odjechał, doskonale zdając sobie sprawę, że jest śledzony.

-Ty sukinsynu. - warknął cicho Sasuke, obserwując we wstecznym lusterku znajomego mężczyznę, stojącego po drugiej stronie ulicy. Ciągle ktoś za nim łaził i sprawdzał go. Orochimaru nadal mu nie ufa, no cóż... wysłał Kidoumaru na ostatnią misję. Uchiha postanowił pozbyć się niewygodnego szpiega, wymówkę miał gotową: dezercja. Ostatnio coraz więcej ludzi Węża ginie za to przewinienie. Ciekawe tylko, dlaczego kary wymierza Sasuke Uchiha i reszta jego podwładnych? Dopóki Orochimaru miał rzekome dowody zdrady, wszystko było w porządku. Sasuke bardzo nie lubił być kontrolowanym. Bezpieczna za klapą skórzanej kurtki Beretta, ulubiona broń wszystkich Uchiha, utwierdziła właściciela w przekonaniu, że czas przestać bawić się w posłusznego chłopaczka. Czarnowłosy wysiadł z samochodu  i dyskretnie rozejrzał dookoła. Na ulicy była garstka ludzi i odwrócony Kidoumaru, który z pewnością zaraz pójdzie za Sasuke do budynku numer 59, by przekonać się, czy Uchiha wykonał zadanie. Cztery przecznice dalej był lokal do którego często przyjeżdżał z Sakurą... ~Skup się, Uchiha, nie ma czasu na myślenie o niej.~ poprawił się w duchu. Jeśli zacznie wracać do wspomnień, może się rozkojarzyć, a to nie byłoby profesjonalne. Zawaliłby akcję, a nie mógł sobie na to pozwolić. Szybkim krokiem wszedł po kilku stopniach do bramy i ukrył się w ciemnościach  korytarza, czekając na nadejście szpiega. Zjawił się po piętnastu sekundach, nie zdając sobie sprawy, że zabójcza broń jest wymierzona dokładnie w jego serce.
~Jak owca na rzeź~ pomyślał Sasuke w przypływie czarnego humoru i pociągnął za spust. Mężczyzna zachwiał się i oparł o ścianę. Uchiha wyszedł z cienia i odkręcił tłumik, z zimnym uśmiechem patrzył na Kidoumaru, którego oczy zachodziły wieczną mgłą.
-Ty... - dało się usłyszeć wśród rzężenia, mężczyzna wypluł krew i osunął się powoli na chłodny beton. Sasuke wyszedł na ulicę i wzrokiem poszukał policji. Są! Trzeba się stąd zwijać, bo może się to wszystko źle skończyć. Uchiha wsiadł do samochodu i odjechał, nie sprawdzając nawet we wstecznym lusterku, czy patrol jedzie za nim. Wyjechał z ulicy i skierował się w stronę Wielkiego Mostu. Jego celem było mieszkanie na ostatnim piętrze Konoha Tower, krótka myśl o Sakurze sprawiła, że trzęsły mu się ręce. Włączył telefon przed wjazdem do swojej dzielnicy i uśmiechnął się pod nosem. Chyba coś się stało, skoro wydzwaniała tyle razy. Włączył pocztę głosową i odsłuchał ostatnią wiadomość. Przemówił zirytowany głos Haruno
-Gdzie jesteś, ty durniu?! I gdzie masz ten cholerny telefon?! Zabiję cię, jak cię dorwę! Nie po to dzwonię, żebyś mnie ignorował. Przysięgam, Uchiha, jeszcze zapłaczesz i to z mojego powodu. Masz oddzwonić natychmiast po odsłuchaniu tej wiadomości, daję ci na to dwadzieścia cztery godziny, potem wynajmę płatnych zabójców i niech cię sprzątną. Zrobię coś dobrego dla świata. Baran jeden! - roześmiał się na głos, uwielbiał słuchać jak się wścieka. Była to jedyna rozrywka, na jaką mógł sobie pozwolić i robił to z przyjemnością. Wchodząc do windy przeglądał wiadomości od niej, a wysiadając na swoim piętrze upewnił się, że musi do niej zadzwonić. Rozmowy z nią zawsze były jasnym punktem w tej cholernej rzeczywistości. Gdyby tylko mógł odwrócić czas i zmienić bieg wydarzeń, nigdy nie pozwoliłby jej wyjechać do Suna. Zapalił światło w salonie i rzucił kurtkę na fotel, był zmęczony tym wszystkim, zmęczony ukrywaniem się, zmęczony okłamywaniem wszystkich dookoła. Jak już skończy się to całe bagno, przeprowadzi się do Suna i... może... gdyby Sakura chciała...
-Jasne, że zechce, po co to pytanie?- mruknął do siebie i wybrał numer różowowłosej. Odetchnął głęboko próbując się uspokoić. Nie chciał, żeby się o niego martwiła, a, jak na złość, miała czułe ucho i natychmiast wychwytywała wszelkie zmiany w jego głosie. Na początku to go przerażało, później się przyzwyczaił, a jeszcze później uznał to za część jego relacji z nią i akceptował fakt, że jakaś dziewczyna jest w stanie go rozgryźć nawet na niego nie patrząc.
-Gdzieżeś się włóczył?! - usłyszał warknięcie w słuchawce i znów tego wieczoru uśmiechnął się do siebie.
-Sądząc po głosie wszystko u ciebie w porządku, równowaga psychiczna zachowana. - powiedział spokojnie, oddychając z ulgą. Ostatnimi czasy martwił się, zwłaszcza, że nie mógł się z nią kontaktować.
-Zamknij się, Sasuke. - nagle jej głos stał się spokojny, zmęczony. To go zaalarmowało, serce zabiło mu szybciej, zauważył, że dzieje się tak coraz częściej gdy z nią rozmawia.
-Sakura, coś jest nie tak? - zapytał ostrożnie, mając nadzieję, że powie "Nie, w porządku, po prostu zachowuję się tak jak ty." Ale Haruno tego nie powiedziała, i nie powiedziała nic innego. Zamiast słów westchnęła ciężko, jakby zastanawiała się, co odpowiedzieć.
-Nie, Gaara, wszystko w porządku. Tak, zaraz przyjdę.- usłyszał jej stłumiony głos i zamarł. Po chwili oblała go fala gorąca i wściekłości. Kim jest Gaara, do diabła? I co on robi obok niej? Spróbował opanować drżenie dłoni, z sykiem wciągnął powietrze.
-Sasuke, chciałabym... wiesz... ja... - jąkała się, Uchiha zdał sobie sprawę, że gdyby teraz powiedziała, by przyjechał do Suna, natychmiast wsiadłby do samochodu i po dziesięciu godzinach byłby pod jej domem.
-Posłuchaj, jeśli coś jest nie w porządku, to ja mogę natychmiast... - powiedział, już łapiąc za kluczyki do auta.
-Nie, spokojnie. - kłamała - Chciałam z tobą porozmawiać ale... to nie jest odpowiedni czas. Zadzwonię za kilka dni, dobrze?
-Nie. Chcę wiedzieć teraz. O co chodzi? - pomiędzy słowami wyraźnie tkwiła groźba, że jeśli dziewczyna się rozłączy, skutki mogą być opłakane, a Sakura zbyt dobrze znała Sasuke, by pozwolić sobie na zignorowanie jego tonu.
-Sasuke, to naprawdę nie jest dobry moment. Ja... nie mogę teraz rozmawiać o wszystkim, o czym chciałabym. A poza tym...
- W takim razie jutro rano będę w Suna Gakure i wtedy powiesz mi wszystko, co tylko przyjdzie ci do głowy. - wycedził zza zaciśniętych zębów. Dlaczego nie mogła rozmawiać? I skoro nie mogła, to gdzie była i z kim?
-Nie!- zawołała spanikowana- Nie, posłuchaj, czy ty... Sasuke, czy... jesteś bezpieczny? - zapytała, starając się uspokoić siebie i jego, co dawało odwrotny skutek w jego przypadku. Pytanie zbiło go z tropu, przez chwilę milczał, obracając jej słowa w głowie i przypatrując im się uważnie z każdej strony. Zrozumienie kontekstu zajęło mu nie więcej niż cztery sekundy. Itachi złamał obietnicę, a Sakura została wciągnięta w rozgrywki Akatsuki. Krew w nim zawrzała. Dlatego nie mogła rozmawiać! Była gdzieś ukryta, ktoś był obok niej, jakiś Gaara, pewnie chłoptaś wysłany przez Itachiego. Dlaczego nie powiedziała mu wcześniej? Dlaczego się nie domyślił? Już od dłuższego czasu miał złe przeczucia, ton jej głosu wyraźnie informował, że Sakura coś ukrywa, a on, jak ostatni kretyn, zignorował te przesłanki twierdząc, że starszy brat nigdy nie złamałby danego słowa.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie, Sakura... - zaczął spokojnym, wypranym z emocji głosem który nie wróżył niczego dobrego - droga z Konoha do Suna zajmie mi dziesięć godzin. Kiedy już tam będę, byłoby wspaniale, gdybyś miała spakowanych kilka rzeczy i byłabyś sama. Obawiam się, że ktokolwiek będzie ci towarzyszył, zostanie przeze mnie uszkodzony. Ani słowa. - warknął, słysząc, że nabiera powietrza, by zaprotestować. Posłusznie nie odezwała się, pozwalając, by Uchiha kontynuował - Obawiam się również, że twój powrót do Suna to kwestia dyskusyjna.
-Nie masz prawa! - syknęła wściekle ale tym razem to on podniósł głos.
-Mam wszelkie prawo do ciebie! Jak długo jeszcze będzie to do ciebie docierało?!
-Nie jestem w Suna Gakure, a ty nie możesz tu przyjechać. - to sprawiło, że się opanował, ale jego plan nie uległ zmianie. Nie miało znaczenia, gdzie się znajdowała, wyciągnie ją nawet spod ziemi.
-Owszem, mogę, i zrobię to. Skoro mój brat wmieszał cię w ten cholerny gang...
-To ty o wszystkim wiesz?!- była zaskoczona, Sasuke pozwolił sobie na odrobinę ironii i zaśmiał się cicho pod nosem.
-Sakura, naprawdę jesteś tak naiwna by sądzić, że nie jestem poinformowany o istnieniu Akatsuki?
-Nigdy mi nie powiedziałeś. - wyszeptała.
-Nie było okazji. Ilu ludzi jest z tobą? - dał sobie spokój z przekomarzaniem, które było wesołym aspektem ich relacji, ale w tym momencie zupełnie niepotrzebnym.
-Tylko Gaara. -powiedziała, a on zobaczył w myślach, jak dziewczyna prostuje się dumnie i jest gotowa, by skapitulować z klasą. Podziwiał ją za to, sytuacja mogła być beznadziejna, ale nawet wtedy trzymała głowę wysoko. To była Sakura, jaką znał.
-Coś kiepska ta twoja ochrona. - zadrwił.
-Uchiha! - odpowiedziało mu wściekłe syknięcie. Znów się zaśmiał pod nosem, tak, najwyższy czas sprowadzić ją do Konoha, przemówić bratu do rozsądku i zakończyć całą misję.
-W każdym razie zobaczymy się za kilka godzin.
-Za kilka godzin to ja cię zabiję. - powiedziała zwyczajnie, jakby już pogodziła się z zaistniałą sytuacją. Oboje wiedzieli, że sprzeciw budzi większą chęć do czynu, a sprzeciwienie się Uchiha było jak dolewanie oliwy do ognia.
-A więc ustalone, do zobaczenia. I jeszcze jedno, nie pozwalaj mu się do siebie zbliżać za bardzo. - rzucił i się rozłączył. Udawał zrelaksowanego ale pod maską cynizmu kotłowały się uczucia. Jakim prawem Itachi włączył Sakurę do Akatsuki? Co planował? Gdzie, do cholery, był? Sasuke ubrał kurtkę i otworzył drzwi. Pieprzyć to wszystko. Sakura nie była w Suna, więc nie była bezpieczna, a skoro tak się stawiała sprawa, to nie miał innego wyjścia jak tylko zadbać o jej bezpieczeństwo.
-Wybierasz się gdzieś? - otworzył szeroko oczy i spojrzał na mężczyznę stojącego w drzwiach. W jednej chwili wszystkie uczucia skumulowały się i sprawiły, że w odruchu zacisnął prawą dłoń w pięść i wymierzył prosto w twarz mężczyzny.

2 komentarze:

  1. O boże!!!!
    Ale się akcja rozwinęła, ja po prostu jestem tak podekscytowana, że chyba zaraz umrę. Wspaniały rozdzialik, wreszcie coś o Sasuke. Chyba jeszcze raz go przeczytam, by nie zapomnieć o żadnym szczególe.

    Szkoda, że Sahirah tak musi cierpieć ta śpiączka i w ogóle, jak wymówiła imię Itachiego to było takie wzruszające, musi go bardzo kochać i to widać. A ta cholera Itachi jeszcze ją zdradzi, wole nie wiedzieć ja ona na to zareaguje jak się obudzi.

    Jestem ciekawa czemu nagle wszystkie dziewczyny wyjeżdżają??

    Wprost nie mogłam się napatrzeć na rozmowę Sakury z Sasuke och! Jeszcze to zdanie " Mam wszelkie prawo do ciebie!" myślałam, że z krzesła spadnę, albo jak kazał jej uważać by Gara się do niej nie zbliżał za bardzo, ochocho! Komuś tu zależy.

    No nic z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Coś czuje, że będzie się działo!!

    Wiesz bardzo chciałabym Ci podziękować za to, że prowadzisz tak wspaniałego bloga i dostarczasz mi dużo emocji. Jak bym mogła to normalnie bym Cię tak mocno uściskała, że aż sama nie wiem jak mocno.
    Pozdrawiam ciepluteńko
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog i nadal nie mogę się zrozumieć dlaczego nie komentowałam wcześniej. Czytając twojego bloga czuje się jak bym była przy tych wydarzeniach. Jak bym weszła do innego świata w którym nie ma moich problemów, a są problemy innych, a ja tylko stoję i przyglądam się jak oni sobie z nimi radzą i rozwiązują je. Zastanawia mnie jak rozwiniesz dalszą część tego opowiadania, choć ja bym zmieniła cechy powieści i i nazwała to powieścią, ponieważ "opowiadanie" to zdecydowanie za słabe słowo by nazwać to co tworzysz. Powiem ci że jesteś pierwszą osobą która powoduje że "wchodzę do innego świata" Gratuluje, gdyż to nie jest łatwe. Czekam na ciąg dalszy z wielka niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń