Nie wydaje wam się, że akcja dzieje się za szybko i że jest za mało opisów i przemyśleń a za dużo dialogów? Bo ja odbieram takie wrażenie... Hmm, pewnie to tylko moja wyobraźnia. W ogóle pożalę się, odwiedziłam kilka blogów i ten... normalnie, zwątpiłam w siebie. Macie czasami takie wrażenie, że coś was cholernie ciągnie i odpycha jednocześnie? Jezu, ja właśnie tak mam. Zaczynam być zazdrosna o talent innych ale ponieważ wychowałam się z Naruto, który nigdy się nie poddaje i nie zraża porażkami, jadę dalej. Posiadam jeszcze jakiś poziom ambicji i chęci samodoskonalenia się. Kurde, ale brednie...
To była chyba najdłuższa noc w moim życiu. Otoczyliśmy budynek hotelu, przez chwilę wahałem się nawet, czy nie zadzwonić po policję, ale Hidan skutecznie mnie od tego odwiódł (-Czy ciebie, Uchiha, pojebało do reszty?). Siedzieliśmy więc w aucie i czekaliśmy na pozostałych. Dochodziła czwarta rano, a ja dostawałem szału. Ile to jeszcze może trwać?
Hotel cały czas był otwarty, ludzie się przewijali bezustannie, Oto Gakure nigdy nie spało, zupełnie jak Suna. Sasori zaparkował na ulicy za "Plutonem", a my na parkingu, obserwowaliśmy wejście główne i tylne drzwi z których jeszcze nikt nie korzystał. Paliłem papierosa za papierosem, co Hidan skomentował w kilku słowach po których spojrzałem na niego z chęcią zabójstwa. Ten wzruszył ramionami i poprawił się na fotelu. Zadzwonił mój telefon, odebrałem i w głośniku usłyszałem głos Yahiko.
-Gotowi.- połączenie zostało przerwane. Dałem znać Kakuzu, Hidanowi i Kankuro, wysiedliśmy, odbezpieczając przedtem broń. Kątem oka zauważyłem znajome twarze z Ame, uśmiechali się ironicznie i szli w naszą stronę. Znali plan i cenę za jakąkolwiek pomyłkę. Wszedłem sam i rozejrzałem się po hallu szukając recepcji. Blondynka siedząca za wysokim blatem uśmiechnęła się do mnie zapraszająco, udałem zmieszanie i szybko podszedłem. Hall był jasny i wpadał do pomieszczenia wielkości zamkowej sali balowej z potężnym żyrandolem z kryształów. Sah na pewno zwróciła na to uwagę, zawsze jej się podobały takie rzeczy. Tu i ówdzie siedziało kilku gości, niektórzy pijani w sztok, elita, inni próbowali jakoś wciągnąć ich do windy ale nie szło im za dobrze. Obsługa hotelu pomagała jak mogła, ale delikwenci mnożyli się jak grzyby po deszczu. Skąd się biorą tacy ludzie? Zapytałem o pokój i zaznaczyłem, że chciałbym coś na czternastym piętrze. Kobieta szybko sprawdziła w komputerze wolne pokoje, o dziwo, zachowywała się bardzo profesjonalnie, nie próbowała ze mną flirtować ani nie uśmiechała się zalotnie. Ledwie zwracałem uwagę na to, co mówiła, obserwowałem uważnie windę, czy przypadkiem nie wyjdzie z niej ktoś z Hangetsu.
-Pokój numer 256, życzę przyjemnej nocy.- uśmiechnęła się uwodzicielsko i całe profesjonalne zachowanie szlag trafił. Wziąłem od niej klucze i skierowałem się do windy wyciągając w międzyczasie telefon. Zaraz za mną wszedł zataczający się mężczyzna w wygniecionej koszuli, marynarkę chyba zgubił gdzieś w wirze zabawy, skrzywiłem się lekko, niedawno ja tak wyglądałem. Jego twarz wydała mi się znajoma, ale nie mogłem sobie przypomnieć, skąd go kojarzyłem. Drzwi windy się zamknęły, wcisnąłem guzik z wygrawerowaną czternastką i ruszyliśmy w górę. Nagle mężczyzna się wyprostował i zamachnął pięścią, celował w moją twarz. A więc jednak był z Hangetsu. Zablokowałem jego uderzenie, przyparłem do ściany, a drugą rękę zgiętą w łokciu przystawiłem do jego gardła i nacisnąłem.
-Ilu was jest?- wysyczałem wściekle. Ten uśmiechnął się drwiąco i zaczął rzęzić. Straciłem nad sobą panowanie w momencie, gdy przypomniałem sobie, z czyjego powodu byłem w tej windzie. Uśmiechnąłem się zimno i uderzyłem go w twarz, z nosa pociekła mu krew, a ja poczułem dreszcz satysfakcji, już dawno nie miałem takiej ochoty by kogoś zabić. Sięgnąłem do klapy marynarki i wyciągnąłem Berettę, skoro chciał milczeć, nie było problemu. Przytknąłem lufę do jego skroni i pociągnąłem za spust. Krew przemieszana z szarą mazią i odłamkami czaszki rozbryznęła się na ścianie. Cofnąłem się i pozwoliłem, by ciało opadło na podłogę, wyciągając ponownie schowany wcześniej telefon i wybrałem numer Yahiko.
-Lepiej wchodźcie, właśnie pozbyłem się jednego.- mruknąłem i przerwałem połączenie w momencie, gdy winda się zatrzymała i drzwi rozsunęły się bezszelestnie. Na korytarzu nie było nikogo, dziwne, Yoda powinien rozstawić czujki. Kretyn. Stąpałem delikatnie po grubym dywanie którym był wyłożony korytarz. 263...264...265, stanąłem przy ścianie i nacisnąłem klamkę. Drzwi się otworzyły i tak jak się spodziewałem, rozległ się odgłos wystrzału. Wydawało mi się, że słyszę cichy pisk Sahirah, poczułem, że oblała mnie fala gorąca. Jednym problemem było wyciągnięcie jej stąd, drugim powiedzenie o moim... mojej... och, diabli nadali tego cholernego Yodę. Musiał się wmieszać akurat w najmniej oczekiwanym momencie.
-To ty, Sharingan?- usłyszałem jego głos. Nienawidziłem go tak mocno, że rozerwałbym go gołymi rękami, jednak w tamtej chwili musiałem zachować spokój i rozsądek bo tylko to mogło ją uratować.
Wszedłem do pokoju mając pewność, że nie strzeli, poprzednio chciał tylko mnie sprawdzić. Nie zamierzał zabijać mnie od razu, choć gdybym był na jego miejscu, tak właśnie bym zrobił. Usłyszałem jeszcze ciche kliknięcie, winda zjechała na dół, a więc zaraz zacznie się piekło. W pokoju było dwudziestu postawnych facetów i ani śladu Tenshi.
-Nie sądziłem, że będziesz aż tak głupi i przyjedziesz sam.- Yoda siedział na fotelu na przeciw mnie z bronią w ręku. Więc wierzył, że jestem sam, dobrze, to zadziała na moją korzyść. Jednak ledwie opanowałem chęć, by nie wybuchnąć śmiechem. Spieprzył wszystko, ja dawno bym się włamał do systemu hotelu i obserwował cały budynek przez kamery, on naprawdę był tak głupi, by na to nie wpaść?
-Gdzie jest Tenshi?- zapytałem, patrząc na niego zimnym wzrokiem. Milczał przez chwilę, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć, po czym uśmiechnął się i kiwnął głową w prawo. Wysoki mężczyzna z krótko obciętymi włosami i kolczykami w obu brwiach podszedł do drzwi i uchylił je. Wyszła, przerażona z nieobecnym wzrokiem i zmęczeniem na twarzy. Gdy na mnie popatrzyła, odwróciłem wzrok, nie byłem w stanie... nie mogłem... nie po tym, co zrobiłem. Musiałem ją zabrać w bezpieczne miejsce... cholera, niby gdzie? Nigdy nie będzie bezpieczna obok mnie, ta sytuacja pokazała to aż nazbyt jasno. Nie byłem w stanie chronić ją przed wszystkim i wszystkimi, Nagato miał rację, powinienem się z nią rozstać i pozwolić jej żyć własnym życiem. Następnym razem może trafić do Orochimaru tylko dlatego, że jest ze mną, a on nie jest cierpliwy i wyrozumiały. Zabije ją albo sprawi, że Sah zniknie i może nigdy jej nie znajdę. Nie zasługiwała na to, nie takie życie chciałem jej dać. Poczucie winy sprawiło, że prawie straciłem oddech, ale chłodny głos Yody sprowadził mnie na ziemię.
-Wiesz, Sharingan, Tenshi jest wspaniałym rozmówcą, do czasu aż zmusi się ją, by zamilkła. Oddam ci ją, powiedziałbym, że nienaruszoną ale skłamałbym. - zagotowało się we mnie. Więc jednak jej dotknął, odważył się na to i teraz myślał, że nie poniesie za to konsekwencji, dureń. - W każdym razie, zanim stąd odejdziesz, chcę przedstawić ci warunki, na jakich zabierzesz stąd Tenshi.- powiedział spokojnie, a ja ściągnąłem brwi, udając, że nie rozumiem. W wyobraźni widziałem siebie pastwiącego się nad nim na najróżniejsze sposoby, zamierzałem pokazać mu znaczenie słowa "ból" w stu procentach i sprawić, by darł się o litość sopranem.
-Rozwiążesz gang i sam wyjedziesz z Suna, by nigdy już się tam nie pojawić. Razem z tobą mają zniknąć bliźniacy Rinnegan, Jashin, Kakuzu i Kisame. - a więc tych ludzi bał się najbardziej. Żałosne, zdradzać się z tym przed przeciwnikiem.
-Coś jeszcze?- wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Uśmiechnął się ironicznie, myślał, że kieruje sytuacją, że jestem upokorzony i wściekły i zaraz stąd zniknę na zawsze. Musiałem mu udowodnić, że niestety, ale nie miał szczęścia.
-Co jej zrobiłeś?- zapytałem opanowując gniew. Jeszcze tylko moment i dobiorę się do niego, a kiedy to zrobię... cóż, nie będzie czego zbierać. Mężczyźni dookoła zaśmiali się cicho, któryś zagwizdał, no proszę, więc zrobił z niej widowisko? A może każdy z nich... nie, taka myśl sprawiała, że zatrzęsły mi się ręce. Był może podły, ale na coś takiego by sobie nie pozwolił. Stałem przed nimi jak ofiara która przegrała i teraz nie może nawet zemścić się za utracony honor ukochanej kobiety. Widziałem Sahirah z opuszczoną głową, jej drobne ciało drżało. Pozwoliłem, żeby ją skrzywdził. Pozwoliłem mu na to, zamiast wpaść tutaj i go zabić. Jak kretyn czekałem, aż przyjedzie reszta i wierzyłem, że jego dobra wola nie pozwoli na coś takiego. Miałem go za rywala, ale również za człowieka, który nie dopuściłby się takiego czynu. ~Nie mierz wszystkich swoją miarą.~ przemknęło mi przez myśl.
-Ty chyba wiesz najlepiej, że Tenshi nie lubi poddawać się bez walki... - reszty nie miał okazji powiedzieć. Szybciej, niż pomyślałem, rzuciłem się w jego stronę. Usłyszałem strzały, ale nic nie poczułem. To nie oni, to Akatsuki, byli szybsi. Yoda wymierzył w moją twarz, przechyliłem się lekko i wtedy zobaczyłem przed sobą mocno zielone oczy z wypisaną w nich determinacją. Zatrzymałem się w pół kroku i patrzyłem z niedowierzaniem, jak zasłania mnie własnym ciałem. Zachwiała się lekko i rysy jej twarzy wygładziły się. Ściągnąłem brwi a moją uwagę przyciągnęła czerwona plama na jej bluzce, gdzieś na wysokości piersi. Strzelił do niej. Ten sukinsyn strzelił do Sahirah. Otworzyłem szerzej oczy i złapałem ją, gdy osuwała się na ziemię. Obok mnie Yahiko łamał komuś rękę i z obojętnym wyrazem twarzy uderzył głową tamtego o ścianę. Słyszałem bezwzględny śmiech Hidana i ciche przekleństwa Sasoriego. W zamieszaniu mignęła mi twarz Nagato i Deidary, którzy uśmiechali się do siebie. Wyniosłem Sahirah w pokoju, strzały umilkły, było po wszystkim.
-Sharingan? Yoda jest twój.- zawołał Kankuro z głębi pokoju. Sah oddychała płytko, a plama krwi wciąż się powiększała. Dotykałem jej... Chryste, nie. Wszystko działo się w zwolnionym tempie, moje ciało było cholernie ciężkie, nie chciało mnie słuchać. Nawet mój głos nie brzmiał tak, jak powinien.
-Deidara!- z pokoju wyszedł blondyn z zakrwawioną koszulką.
-Zawieź ją do szpitala, weź Naokiego, on będzie wiedział, gdzie to jest. Pośpiesz się, ona żyje.- oddałem Orissę w ręce zaskoczonego blondyna i minąłem się z wezwanym gdywchodziłem do pokoju. Yoda siedział dokładnie tam, gdzie przedtem. Dookoła niego leżeli martwi członkowie Hangetsu, a on sam trzymał w ręku tę parszywą M9. Patrzyłem na niego przez chwilę martwym wzrokiem i nie mogłem pojąć, dlaczego nie zabiłem go wcześniej? Przecież połowa problemów brała się z samej jego obecności. A teraz Sahirah...
-Powiem ci tylko, Yoda, że dzisiaj nie chciałbym być w twojej skórze.- powiedziałem spokojnie i kiwnąłem na Yahiko. Ten ogłuszył sprawnie mężczyznę i przerzucił go sobie lekko przez ramię. Nie mieliśmy dużo czasu, obsługa z pewnością już wezwała policję bo przerażeni lokatorzy wyszli ze swoich pokoi i wypytywali siebie nawzajem o odgłosy strzałów i krzyki. Wyszliśmy z pokoju, umazani krwią, z obojętnymi minami, patrząc na wprost przed siebie, a oni zrozumieli, że mają do czynienia z porachunkiem gangu. Zanim odeszliśmy, Hidan spojrzał na nich i uśmiechnął się jak psychopata
-Z wami też mamy się zabawić?- wszyscy pochowali się w swoich pokojach zanim te słowa zdążyły przebrzmieć. Odepchnąłem od siebie myśli o Sahirah. Gdyby się na tym skupił, Yoda nie dojechałby na parter żywy i nikt nie robiłby mi o to problemu, ale miałem inny plan. Uśmiechnąłem się do siebie gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu. Kiedy pierwszy radiowóz pojawił się na parkingu pod hotelem, my byliśmy już w drodze do Suna.
Weszliśmy po cichu do domu i zdjęliśmy buty, nie zapalając światła. Martwiłam się, że obudzę ciotkę i miałam rację, lampka w salonie sygnalizowała kłopoty. O dziwo, Gaara uśmiechnął się tylko i pokręcił lekko głową, jakby chciał powiedzieć, że nie ma się czym martwić. Wzruszyłam ramionami i, biorąc głęboki wdech, weszłam do pomieszczenia w którym siedziała ciotka. Na odgłos kroków poderwała się z fotela, odkładając zamaszystym ruchem książkę na stół i podeszła do mnie szybko. Dotyk miękkiego szlafroka i delikatny zapach kremu do skóry sprawił, że poczułam w sercu ciepło, byłam bezpieczna, nic mi już nie groziło. Ciotka objęła mnie silnymi rękami i odetchnęła z ulgą, wyczuwałam, że cała się trzęsła, a kilka łez utwierdziło mnie w przekonaniu, że odchodziło od zmysłów i wiedziała, co się działo.
-Ciociu?-zapytałam cicho. Kaira spojrzała na mnie i pogłaskała mnie po głowie.
-Jesteś cała? Martwiłam się. Znam moich synów i wiem, że nie pozwoliliby cię skrzywdzić ale... to chyba obowiązek matki, martwić się o dzieci, co?- zapytała łamiącym się głosem. Byłam w tak wielkim szoku, że nie mogłam nawet kiwnąć głową. Obowiązek matki, tak powiedziała? Nigdy nie miałam matki, nigdy nawet nie myślałam, że będę ją miała. Ogarnęło mnie znów przyjemne ciepło i spokój, byłam w dobrym miejscu. Kobieta spojrzała na Gaarę i uśmiechnęła się, ukradkiem ocierając łzy.
-Wszystko w porządku?- zlustrowała go fachowym okiem. Chłopak pokiwał głową w odpowiedzi.
-A gdzie reszta? Chyba nic im się nie stało? I co z Sahirah? Itachi był wściekły gdy tu wpadł.- zasypywała nas pytaniami, wzrokiem nakazując odpowiedź. Gaara dał mi znak, bym milczała, miał rację, lepiej orientował się w sytuacji. Usiadłam ciężko na miejscu ciotki i wtuliłam się w miękki plusz. Byłam zmęczona, tak strasznie zmęczona... Sahirah! Otworzyłam gwałtownie oczy i odepchnęłam zmęczenie. Jak mogłam być tak samolubna by myśleć tylko o odpoczynku, podczas gdy moja przyjaciółka została na warunkach tego tyrana. No i moi kuzyni, przecież pojechali do Oto żeby ją uratować! I Itachi, Hidan, Deidara... co z nimi?
Gaara i Kaira usiedli obok mnie, chłopak uśmiechał się delikatnie i co jakiś czas posyłał mi zmartwione spojrzenie.
-Nie wiem, na ile jest pani poinformowana... - zaczął ostrożnie, ale ciotka przerwała mu niecierpliwym gestem.
-Wiem wszystko, moi synowie mogą mieć mnie za starą, ale samotnie ich wychowałam, całą trójkę, umiem wydobyć informacje i zrobić z nich użytek.
-Pojechaliśmy do Oto, nasza wtyczka była zaufanym człowiekiem Yody, spotkaliśmy się na drodze do miasta. Pech chciał, że akurat wtedy przyjechał Orochimaru, więc Yahiko zadzwonił po innych ludzi. Ja zabrałem Sakurę i wróciłem, reszta pojechała do hotelu w którym przetrzymywano... to chyba za duże słowo... Sahirah. Nie mam pojęcia, co było dalej. Po skończonej akcji na pewno dadzą znać, minęło dopiero półtorej godziny, podejrzewam, że jeszcze trochę to potrwa. - powiedział rzeczowym tonem. Miał cichy, usypiający głos. Obracałam w głowie jego ostatnie słowa gdy zagłuszył je ktoś inny.
~Już o mnie zapomniałaś, Sakura?~ to było tak realne, że rozejrzałam się spanikowanym wzrokiem dookoła w obawie, że zobaczę właściciela barytonu. Gaara ściągnął brwi gdy dostrzegł grymas strachu na mojej twarzy, ale mylnie go odczytał.
-Akatsuki to zawodowcy, Sahirah na pewno ma się dobrze i zbiera teraz od Itachiego burę za wyjazd do Oto samotnie.- starał się uspokoić obawę o przyjaciółkę podkreślając profesjonalizm gangu. Nie wątpiłam że byli zawodowcami ale Yoda był sukinsynem bez zasad i mógł wykorzystać Orissę przeciwko nim. Poczułam, że mój limit cierpliwości i aktywności się wyczerpał na dziś, jedyne, czego pragnęłam, to zasnąć i obudzić się ze świadomością, że wszystko jest w porządku. O, błoga naiwności, miałam się dopiero przekonać, że uciekanie od problemu wcale go nie rozwiązuje. Zwinęłam się w kłębek na fotelu i szepnęłam
-Gaara? - usłyszał mnie.
-Tak?
-Zostań aż wrócą... jak zadzwonią... obudź mnie. - poprosiłam sennie i ponownie odpłynęłam do wymiaru, w którym biegłam za Sahirah wołając: "Zaczekaj na mnie, Tenshi! Zaczekaj!"
Siedział na krześle i powoli dochodził do siebie. Miał unieruchomione dłonie w przegubach, przywiązałem je do poręczy fotela. Otworzył oczy i mglistym spojrzeniem powiódł po pomieszczeniu szukając światła. Zapaliłem je, hala zabłysła szesnastoma jarzeniówkami powodując mrużenie oczu. Kiedy jego źrenice przyzwyczaiły się do ostrego światła, zobaczył mnie. Po chwili dotarło do niego, gdzie jest i dlaczego oraz to, że nie może się ruszyć. Uśmiechnąłem się, nie jestem psychopatą na co dzień, ale dziś chyba poczułem powołanie. Zapewne wolałby, żebym to ja był na jego miejscu, lecz będzie tego chciał dziesięć razy bardziej, gdy usłyszy, co zamierzam z nim zrobić.
-Sharingan!- syknął, usłyszałem nienawiść i... strach? To nas różniło, ja nigdy nie bałem się o siebie. Odchodziłem od zmysłów gdy usłyszałem, że uprowadził Sahirah, bałem się o nią i o pozostałych bliskich, ale nie o siebie. Poczułem się w obowiązku powiedzieć mu o tym.
-Chyba nie będzie przesadą, jeśli powiem, że nikt nigdy mnie tak nie przestraszył jak ty.- zrobiłem kilka kroków w jego stronę czując na sobie jego przerażony wzrok. W końcu do niego dotarło, że nie byłem osobą, z którą można bezkarnie pogrywać.
-Chciałeś zabrać coś, co należy do mnie, Yoda. I myślałeś, że ci się to uda. Skrzywdziłeś kobietę, która była, i nadal jest, całym moim światem. Obawiam się, że cena, którą zapłacisz, nie będzie proporcjonalna do nieudanego czynu, ale postaram się z całych sił.- przechyliłem głowę w prawo i patrzyłem, jak się siłuje z więzami. Mógł próbować uciekać, gdyby mu się udało jakimś cudem przeciąć linę i wybiec z hali byłaby szkoda, bo zwyczajnie bym go zastrzelił. Może niehonorowo, bo strzał w plecy to tchórzostwo, ale przecież nie ma godnej śmierci. Gdy umierasz, nie ma znaczenia w jaki sposób, po prostu umierasz. Zdjąłem plandekę przykrywającą stół, a kiedy zobaczył, co na nim leżało, zachłysnął się powietrzem.
-Jesteś chory! Nie możesz...- zaczął krzyczeć w przypływie paniki. Wziąłem do ręki skalpel i przyjrzałem mu się dokładnie, czy nie było na nim żadnych plam. Nic z tego, czysty jak łza. Sahirah... zacisnąłem palce na trzonku nożyka i zagryzłem wargi.
-Jestem tak samo chory jak ty, kiedy dowiedziałeś się że Sah kocha mnie. Zrobiłbyś to samo, ale ja mam po prostu więcej szczęścia. - po tych słowach zbliżyłem się do niego z zamiarem metodycznego, powolnego wykastrowania go.
Obudził mnie chrobot klucza w zamku i ostry szept ciotki. Wrócili. Nareszcie. Otworzyłam oczy i powoli podniosłam się, czując, że zdrętwiało mi całe ciało. Po chwili nogi odmówiły mi posłuszeństwa i runęłam z powrotem na fotel przykuwając tym uwagę wszystkich. W świetle zobaczyłam upiorną twarz Yahiko z zaciśniętymi wargami. Sprawnym ruchem zdjął przesiąkniętą krwią koszulkę i zmiął ją w dłoniach. Nagato pojawił się tuż za nim podtrzymując Sasoriego, jęknęłam cicho, widząc, że kuzyn trzyma się za lewy bok.
-To nic, kula drasnęła skórę. Zatamowaliśmy krwawienie, zagoi się.- uspokoił Kairę czerwonowłosy i pomógł Sasoriemu usiąść na kanapie. Oni też mieli na sobie ubrania we krwi, ale nikt się tym nie przejmował.
-Yahiko?- zapytałam cichutko, patrząc na kuzyna, który właśnie nalewał sobie whiskey do szklanki. Zamarł na moment, słysząc mój głos, ale po chwili opróżnił szkło jednym łykiem i oparł się dłońmi o blat szafek. Milczeli, coś ukrywali, znów.
-Co z Sahirah?- zapytałam, przygotowując się na najgorsze. Nie odpowiedział przez dłuższą chwilę a później zaczął mówić, zupełnie, jakby mnie nie słyszał.
-Weszliśmy za Itachim. Byliśmy szybsi, jak zwykle. Sharingan doskoczył do Yody, ale ten wymierzył mu Berettą w twarz. - zamilkł na chwilę, jakby odtwarzał wspomnienia w zwolnionym tempie w myślach - Sharingan nie miałby szans, padłby na miejscu i ona o tym wiedziała. Więc... zasłoniła go sobą. - wyszeptał ostatnie zdanie. Otworzyłam szeroko oczy i przyłożyłam sobie rękę do ust by nie krzyknąć. Świat zawirował, a ulga, którą czułam jeszcze przed chwilą, zniknęła jak mgła. Nie żyła. Ten sukinsyn ją zabił. Sahirah Orissa... moja przyjaciółka, kolejna, nie żyła. Poczułam, jak coś w piersi pęka, jakby ktoś mnie uderzył w brzuch, nie mogłam oddychać.
-Pojechali do szpitala, Deidara i Naoki. - kontynuował Yahiko, ściągnęłam brwi ale słuchałam dalej - wzięli ją na oddział, kula prawie trafiła serce. Wystarczył milimetr, cholerna szczęściara. Wyciągnęli to z niej. Śpi, odpoczywa, powinna się obudzić po południu.- dokończył. Wstałam i podeszłam do niego jak lunatyczka, nie czując już zdrętwiałych kończyn.
-Więc żyje i nic jej nie jest?- zapytałam cicho. Popatrzyły na mnie zmęczone, ale nadal skrzące się humorem zielone oczy kuzyna.
-Tak, dokładnie. A ty...- przyciągnął mnie do siebie tą wielką ręką - nigdy więcej nie rób takich wyskoków. Nie masz pojęcia, jak się martwiliśmy. - wymruczał mi we włosy. Pokiwałam głową walcząc ze łzami radości. Było w porządku, Sah żyła i nic nie zapowiadało, by to się miało zmienić. Gdy mnie w końcu wypuścił, wzięłam butelkę whiskey i napiłam się czując, że mi się należy. Zimny płyn o kojących właściwościach rozlał się gorącem po trzewiach. Nigdy więcej alkoholu, akurat.
-A co z Itachim i resztą? - zapytał Gaara. Yahiko odwrócił się do niego z przekornym uśmiechem.
-Żeby wywalić któregoś z nas na tamten świat, trzeba się trochę przyłożyć. Wszyscy są cali. Sharingan... - ściągnął brwi w zamyśleniu - pewnie robi teraz coś bardzo interesującego.- wzruszył ramionami i uśmiechnął się znów, tym razem do siebie.
Następnego dnia po południu pojechaliśmy do Oto. Spodziewaliśmy się, że Orissa będzie już na nas czekała i, jak mówiła Konan, domagała się by ją natychmiast wypuścić do domu, byliśmy więc bardzo zdziwieni, gdy lekarz prowadzący, doktor Junko Sang, wprowadziła nas do sali w której leżała wciąż śpiąca Sahirah. Przypatrywałam się jej drobnej postaci leżącej w białej pościeli, podłączonej do kabli i rurek i pomyślałam, że to ja powinnam tam leżeć. Powinnam z nią zostać, walczyć, ale odeszłam, uciekłam i zostawiłam ją samą. Zaciskałam wargi by się nie rozpłakać. Aparatura miarowo wybijała bicie jej serca, spokojny oddech dziewczyny był kolejnym znakiem, że żyje i ma się dobrze. Doktor Sang, kobieta po czterdziestce o kędzierzawych, czarnych włosach i bystrym spojrzeniu, zmierzyła całą naszą piątkę piwnymi oczami i zapytała retorycznie:
-Rodzina?- wszyscy pokiwaliśmy gorliwie głowami. Uśmiechnęła się i otwierając notatnik opowiedziała nam przebieg operacji, możliwe następstwa i konieczną rehabilitację.
-Kiedy się obudzi? - zapytał zniecierpliwiony Hidan splatając ręce na klatce piersiowej. Doktor Sang popatrzyła na niego, później na śpiącą Sahirah i westchnęła ciężko.
-Nie wiemy. Powinna się wybudzić... - spojrzała na zegarek na prawym nadgarstku- cztery godziny temu. Podejrzewamy, że to śpiączka.- zamarłam.
-To znaczy, że nie wiadomo kiedy się obudzi? Może tak spać latami?- zapytała Konan cichym głosem. Kobieta pokiwała głową smutno.
-Zrobiliśmy, co było w naszej mocy. Wyciągnęliśmy kulę, zatamowaliśmy krwotok wewnętrzny, ale teraz wszystko w rękach Boga. - powiedziała sentencjonalnie. Itachi podszedł do łóżka i dotknął dłoni Orissy, był skupiony na tych kilku gestach całym sobą.
-Wyjdzie z tego. Obawiam się tylko, co będzie dalej. - dotarł do nas jego szept.
Uchiha zdecydował się zostać w szpitalu i posiedzieć przy dziewczynie oraz obiecał, że jak tylko coś się zmieni, da nam znać. Wyszliśmy, zmęczeni ostatnimi kilkunastoma godzinami i przygnębieni informacjami o Sah. Hidan, który wcześniej gadał jak najęty, teraz milczał z posępną miną i szedł ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Co jakiś czas prychał wściekle i rzucał Yahiko porozumiewawcze spojrzenie. Konan milczała jak zaklęta, unikając mojego wzroku, a mój kuzyn silił się na sztuczną wesołość. Zaciskałam wargi i grałam razem z nimi licząc, że w końcu powiedzą o co chodzi. Wsiedliśmy do samochodu i w ciszy wyjechaliśmy z parkingu. Gdy Hidan zapalił czternastego już papierosa, a Yahiko uderzył otwartą dłonią w kierownicę, nie wytrzymałam.
-Powiecie w końcu o co chodzi, czy nie?- warknęłam, krzyżując spojrzenia z rudowłosym w lusterku. Konan odwróciła głowę w drugą stronę, a Hidan ze świstem wypuścił dym z płuc.
-Sakura... - zaczął Rinnegan, ale Jashin mu przerwał ze złością.
-Mamy spory problem, wiesz, młoda? Itachi oskalpował, wykastrował, wydłubał oczy i wyłuskał ze skóry tą kanalię i, jak się można było spodziewać, policja dostała ciężki orzech do zgryzienia, a w miasto poszła fama, że grasuje seryjny morderca. Żeby to zatuszować, trzeba będzie cholernie wielkiej ilości towaru i szmalu, uruchomienia znajomości i usunięcia kilku ludzi! - teraz krzyczał już do Yahiko.
-Pogadaj o tym z Sahirah, to nie ja ją wysłałem do Oto! - odpowiedział rudowłosy, zaciskając palce na kierownicy i robiąc tym samym wgniecenia na niej.
-Ja tylko mówię, że mogła wykazać się odrobiną...! - zaczął Hidan ale przerwała mu Konan.
-Zamknij się. Sahirah zrobiła głupotę, trudno, teraz leży za to w szpitalu. To, że się obwiniasz, niczego nie załatwia. Itachi zrobił to, co uznał za właściwe. Gdybyś ty dostał Yodę w swoje ręce, to byś go wypatroszył a organy porozrzucał po mieście z wynajętego samolotu. Tak czy tak, trzeba to posprzątać, jesteście od tego specjalistami. - powiedziała chłodno. Przysłuchiwałam się temu ze zdumieniem. Wypatroszył? Wydłubał oczy? Wyłuskał ze skóry? Chryste, siedziałam w samochodzie z psychopatami!
-No, dzięki za wiarę w nasze możliwości. Nie ma to jak wsparcie!- zawołał Hidan ale słychać było że był już w lepszym humorze.
-Chrzanię twoje wsparcie. Byliście ostatnio w "Equilibrium". - zauważyła. Mężczyźni poruszyli się niespokojnie na fotelach ale próbowali udawać wyluzowanych.
-Co się działo?- zapytała dosadnie. Nic z tego wszystkiego nie rozumiałam, najpierw rozmawiamy o umiejętnościach zabijania, a za chwilę wracamy do jakiegoś klubu. Gdzie tu sens?
-Sprzedaliśmy parę działek, trochę wypiliśmy... - mówił ostrożnie Yahiko, dając znak Hidanowi, by zostawił tę kwestię jemu, ale przyjaciel był nieczuły na gesty.
-Rinnegan nic nie robił, parę ładnych dziewczyn się kręciło, ale gdzie, on się nie umie bawić!- posłał rudowłosemu pogardliwe spojrzenie.
-Wiesz, o czym mówię. - odparła, obaj zesztywnieli na moment i spróbowali odwrócić temat. Dziewczyna wzniosła błagalnie oczy to sufitu i westchnęła głęboko.
-Więc?- ponagliła ich. Popatrzyli na siebie bezradnie.
-To nie jest nasza sprawa. - powiedział Yahiko w końcu. Konan pokiwała głową.
-Sahirah go zostawi. - powiedziała zwyczajnie, zupełnie, jakby mówiła "świeci słońce".
-Co? - zapytałam, czując, że nie wytrzymam dłużej siedzenia w nieświadomości. To, o czym mówili, było dziwne ale... kogo Sahirah ma zostawić? Przecież nie Itachiego, prawda? Kami spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że porozmawiamy o tym później, ale nie zamierzałam na to znów pozwolić. Wszyscy mówili że wyjaśnią to czy tamto za chwil, jutro, za moment, nie teraz, ale to nie nadchodziło.
-Itachi... przedwczoraj... w "Equilibrium"... przespał się z dziwką. - powiedział Yahiko. Przełknęłam ślinę i gapiłam się w tył jego głowy. Że jak?! Itachi Uchiha? Z dziwką? To są kpiny.
-To nie jest śmieszne. - zauważyłam. Hidan wybuchnął śmiechem.
-Nie, to jest zajebiście żałosne! Tylko co z tego? Nie powinniście robić z tego sprawy, zdarza się każdemu. - zwrócił się do Yahiko i Konan.
-Dzięki takiemu światopoglądowi nabawisz się syfilisu. - wytknęła mu dziewczyna, skwitował to parsknięciem.
-Mój biznes, mój syfilis i nic ci do tego. Gdybym miał się wyrzec tych wszystkich kobiet chodzących po świecie byłbym takim durniem jak Yahiko!- odparował zgrabnie.
-Hidan...- zaczął ostrzegawczo rudowłosy.
-A nie? Stary, zero zabawy, zero flirtu, zero panienek... tak nie można!- przekonywał, nagle szczupła ręka złapała go za włosy i silnie szarpnęła do tyłu. Syknął cicho a Konan przysunęła się do jego ucha.
-Jeśli jeszcze raz usłyszę te twoje kretyńskie wynurzenia, skręcę ci kark i niczego nie będę tuszować przed policją. - uprzedziła chłodnym głosem.
-Dobra, już się zamykam. - westchnął Jashin i szarpnął głową, wyswabadzając się z ręki Konan.
-Przyznaję, z taką jak ona jeszcze nie miałem do czynienia. W łóżku też tak robi?- zapytał Hidan, patrząc na Yahiko i przeczesując dłońmi włosy.
-Mhm. Ale wtedy to jest podniecające. - zaśmiał się tubalnie mój kuzyn, nic sobie nie robiąc z wściekłej miny Konan. Wracaliśmy więc w skrajnych humorach, oni robili sobie żarty, Kami siedziała zirytowana a ja próbowałam sobie wyobrazić dziewczynę, z którą Itachi zdradził Sahirah. Chore, wiem. To dlatego powiedział, że boi się co będzie dalej. Współczułam mu z jednej strony, z drugiej stwierdziłam, że postąpił jak drań bez względu na powód i Sahirah powinna go zostawić. Ale, jak to w moim przypadku bywa, życie miało mnie w przyszłości nauczyć, że czasami cena, jaką przychodzi nam zapłacić za błędy, jest nieproporcjonalnie wysoka do popełnionego czynu.
Jej, kolejny rozdzialik! Nie waż się nic zmieniać! Twój blog przez to, że ma mało opisów itp, ma super akcje. Jest wyjątkowy na swój własny sposób, jak dla mnie idealny. Zakochałam się w nim takim jaki jest, więc proszę nie zmieniaj nic na siłe. Masz własny styl i się go trzymaj.
OdpowiedzUsuńRozdział jak każdy ciekawy, tylko już sama nie wiem czy on jest taki krótki, czy mi się to tak szybko czytało. Raczej to drugie. Jestem ciekawa jak to będzie z tym Itachim. Oj naważył sobie piwa to niech teraz je wypije.
Kiedy pojawi się Sasuke??
To pytanie mnie męczy od dawien, dawna.
Masz zamiar połączyć Garę z Saki?
Czekam na następną notkę, pozdrawiam gorąco.
Paulina
Biedna Sahirah:( Osłoniła swoim ciałem ukochanego, by potem dowiedzieć się, że ją zdradził:(
OdpowiedzUsuńFaceci to dupki, ale trzeba przyznać, że Itaś ładnie się zachował chcąc ją ratować. Sama bym postąpiła pewnie identycznie, gdyby chodziło o ukochaną mi osobę. Nie szczędziłabym sprawcy bólu i cierpienia... No co do całego rozdziału to ten Yoda to niezły kretyn skoro sądził, że Itachi przyjdzie sam :O
Czekam na kolejny rozdział i jeśli cię to interesuje to u mnie również ukazał się nowy :)
Pozdrawiam En.