wtorek, 17 grudnia 2013

III. Nigdy więcej.

Siedzę tak sobie właśnie i popijam herbatę. Przejrzałam moje poprzednie posty, komentarze...naszła mnie melancholia czy coś, lekki napływ weny i nostalgia oraz poczucie obowiązku, że naprawdę muszę skończyć tą historię, choćby nie było czytelników (modlę się, by jednak ktoś to czytał). Nie błysnę dzisiaj żadnym śmiesznym powiedzeniem jak za dawnych czasów, zapraszam was do czytania. Radhika musi udowodnić, że potrafi pisać (nawet jeśli tylko jej się tak wydaje)!


Od dziś mam do Ciebie wszelkie prawo...

Obudziłam się. Za oknem było ciemno, rzuciłam okiem na zegarek, trzecia nad ranem. Chryste, za co? Przewróciłam się na drugi bok. 
Mimowolnie wróciłam myślami do Konoha. Naruto - wyrwany ze Step Street dzieciak tworzący bity i efekty świetlne. To Itachi go dostrzegł i dał mu szansę. A blondyn ją wykorzystał i rozwija się. Ciekawe, co u niego i Hinaty? I Kin? Och, zapomniałam o nich wszystkich. Powinnam się chyba odezwać, minął prawie miesiąc od mojego wyjazdu. Zamknęłam oczy i zatonęłam we wspomnieniach. Naraz odżyli ludzie i ich śmiech. Ino, Shikamaru Nic-Mi-Się-Nie-Chce, Zaku, Kiba, Shino, Roy... Sasuke. Ponownie otworzyłam oczy i wydawało mi się, że widzę jego sylwetkę stojącą przy oknie. Westchnęłam głęboko i zamrugałam oczami, odpędzając senne marzenie. 
Teraz nawet nie mogę zadzwonić i powiedzieć "Cześć, nienawidzę cię. A w ogóle to nie mogę spać, mógłbyś do mnie przyjechać?". Uśmiechnęłam się i zdałam sobie sprawę, jak bardzo chcę usłyszeć jego głos. Myślałam o nim codziennie, czasami doprowadzało mnie to do szału i miotałam się bezsilnie po domu, mając w głowie słowa Sahirah "Nie możesz do niego zadzwonić". Złapałam za komórkę leżącą na szafce przy łóżku i odblokowałam ją. Światło na moment poraziło zmysł wzroku, ale gdy już przywykłam, wcisnęłam książkę telefoniczną i wpisałam "S". "Sasuke"- pokazał telefon. A gdyby jednak do niego zadzwonić? Tylko na chwilę... Usłyszeć jak cedzi przez zaciśnięte zęby "Dlaczego nie śpisz?". Westchnęłam ciężko. Nie dam rady. Po prostu oszaleję. Trudno, najwyżej Sahirah mnie zabije. Wybrałam jego numer i przyłożyłam telefon głośnikiem do ucha. Jeden sygnał...drugi...trzeci...
-Tu Sasuke, nie mogę teraz odebrać. Zostaw wiadomość. - dwa krótkie zdania nagrane na sekretarce, a mi przyśpieszył puls. Jak zwykle. Rozległ się sygnał.
-Cześć. Późno już, pewnie śpisz. Obudziłam się i poczułam, że muszę zadzwonić do bogatego bachora. - zaśmiałam się krótko, przypominając sobie, jak określałam wszystkich ludzi z Akademii - I akurat ty przyszedłeś mi do głowy. Nie wiem czemu, chyba chciałam pogadać. Poznałam Sahirah i twojego brata, nie wiem, czy ci o tym mówił. Ale teraz już wiem, dlaczego uważali go w Akademii za gwiazdę, widziałam, jak tańczył z Sah, są fantastyczni. Tak, tak, nie martw się, dużo jem, uczę się i sporo tańczę. No i mam bardzo emocjonujące życie, odkąd tu przyjechałam. A co w Konoha? Co u ciebie, arogancie? Jak się trzymają Naruto i Hinata? Znalazłeś sobie nową podopieczną do dręczenia, czy nie pojawił się jeszcze nikt godny zająć mojego miejsca? Oddzwoń jak będziesz mógł...to znaczy chciał...to znaczy, musisz chcieć oddzwonić, bo w końcu dzwonisz do mnie więc...ech, bezsensu. Dobranoc. - zakończyłam mało efektownie, ale gdy się rozłączyłam i odłożyłam telefon, jakoś tak łatwiej było mi oddychać. Odwróciłam się do ściany i zasnęłam niemal natychmiast.

Rano obudziłam się z dobrym humorem. Za oknem świeciło słońce na bezchmurnym niebie, a ja miałam całą sobotę do mojej osobistej dyspozycji. Zeszłam w piżamie na dół, słysząc program muzyczny w telewizji i wesoły śmiech kuzynów. Yahiko siedział rozwalony na kanapie i coś mówił do Nagato, który stał oparty o kominek, a w ręku trzymał szklankę z grubym dnem wypełnioną do połowy bursztynowym napojem i zatopionymi w nim kostkami lodu. Ludzie, zaczynać sobotę od whiskey? Sasoriego nigdzie nie było widać.
-No, w końcu, produkuję się tu już pół godziny, a ty nic! - zawołał basem rudowłosy. Pokazałam mu język w odpowiedzi.
-Mamy w planach imprezę, u nas, dzisiaj, więc wyjdź w końcu z tej piżamy, Cherry Lady, bo odstraszysz ładne panny. - dodał po chwili, chcąc mnie wciągnąć w grę słowną. Wyciągnęłam z lodówki sok pomarańczowy.
-No, jeśli chodzi o odstraszanie ładnych panien to ty byś mnie pobił na głowę!- odkrzyknęłam. Nagato się zaśmiał  i czekał na reakcję brata. Yahiko podniósł się z kanapy i skierował w moją stronę.
-Że niby co? Może nie jestem przystojny i dobrze zbudowany? Tylko popatrz!-ściągnął koszulkę zwinnym ruchem i napiął mięśnie. 
-Szpaner! - zaśmiałam się i upiłam łyk zimnego soku. Kuzyn założył więc koszulkę z powrotem, a z twarzy nie schodził mu uśmiech.
-A teraz poważnie, mama sobie pojechała na weekend gdzieś tam, nikt nie wnika, gdzie, więc robimy co chcemy. A my chcemy imprezę. Co ty o tym myślisz?- zapytał, siląc się na poważny ton.
-Mówisz serio? Pytasz mnie czy możesz zrobić w swoim domu potańcówkę? - otworzyłam szeroko oczy i przeczuwałam podstęp.
-Pytam, bo może nie chcesz, a wtedy będę zmuszony zmusić cię do wyrażenia zgody, bo w przeciwnym wypadku zmusisz mnie, żebym zarezerwował ci pokój w hotelu na weekend. - zaśmiał się znowu, a więc przeczucie mnie nie myliło, podstęp.
-Dlaczego na weekend?- zainteresowałam się.
-Dzisiaj impreza, czyli jutro ekipa sprząta dom. Zapewniam cię, po tym, co tu się dzisiaj wydarzy, zmienisz swoje granice dobrej zabawy i szaleństwa. - odpowiedział Nagato z salonu. Uśmiechnęłam się lekko, absolutnie, nie miałam nic przeciwko dobrej zabawie, chętnie potańczę i trochę się napiję.
-Sahirah, Rei i Konan będą?- zapytałam dla pewności. Spojrzał na mnie jakbym dopiero przyleciała z kosmosu, wcale nie żartuję! Naprawdę!
-Pytasz o rzecz tak oczywistą, że ciężko mi odpowiedzieć.- Yahiko otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
-No co? Tylko orientacyjnie pytam. - broniłam się. Do kuchni wszedł Nagato z pustą już szklanką.
-Wiesz, Sakura, gdybyśmy odważyli się pomyśleć, że tych dziewczyn miałoby nie być gdziekolwiek my byśmy byli, to obawiam się, że nie byłoby kolorowo. - powiedział spokojnie i znów nalał whiskey do szklanki. Myślę, że z tego wywodu zrozumiałam sens, a tylko to się liczy, prawda?
-Ja jadę po towar, ty zajmij się resztą, Nagato. I weź Sasoriego do roboty, ostatnio ma chyba gorsze dni. - mruknął Yahiko i ściągnął lekko brwi, jego brat zacisnął szczęki na ułamek sekundy. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a ja domyśliłam się, że chodzi o gang. Nie pytałam, udawałam że nie widzę, choć tak naprawdę byłam ciekawa wszystkiego. Ale na wszystko przyjdzie pora.
-Hej, Cherry Lady, właściwie dlaczego nie pojechałabyś ze mną na małe zakupy? - ciężarowiec puścił mi oko i odsunął się na bok gdy maszerowałam do swojego pokoju by się ubrać.
-Daj mi pięć minut i jestem z powrotem! - zawołałam jeszcze, nim zniknęłam w swoim pokoju. Wiecie, to nie tak, że nagle przestałam się bać, tylko takie niebezpieczne życie pociągało mnie. Wychowałam się na ulicy, pamiętacie? Codziennością były narkotyki, kradzieże, włamania (sama miałam jedno na koncie), morderstwa i policja. Tutaj poczułam przez moment, jakbym wróciła do domu, może to sprawiało, że dobrze się czułam, a w żyłach razem z krwią pulsowała adrenalina? Sasuke pewnie powiedziałby, że zachowuję się jak dzieciak albo coś bardziej twórczego, ale podobało mi się to, co przeżyłam kilka dni temu. Chciałam powtórki.
Wsiedliśmy z Yahiko do BMW Sasoriego i ruszyliśmy spokojnie do miasta. 
-Obiło mi się o uszy, że tańczysz z Sahirah, konusie. - powiedział zaczepnie. Odwróciłam się do niego i wykrzywiłam twarz w zabawnej minie.
-Twoje uszy interesująco dziwnie wychwytują każdą, nawet najmniej ważną informację. - odgryzłam się na co on się roześmiał.
-Touche, Cherry Lady, ale opowiedz mi lepiej, jak ci idzie.
-Dobrze, tak myślę. Sahirah jest bardziej doświadczona więc uczę się od niej, chciałabym tańczyć jak ona i Itachi.- mruknęłam z rozmarzeniem.
-Aha, marzy ci się taki duet jak Sharingan i Tenshi? Z tego co wiem, kręciłaś z młodym Uchiha. - rzucił beztrosko, a mnie zamurowało. No nie, bez takich! Z nikim nie kręciłam! A już z nim na pewno nie! Nie cierpieliśmy się na początku, później tylko razem tańczyliśmy i się spotykaliśmy, ale to jeszcze nie powód żeby...
-No, nie rób takiej strasznej miny. Informacja to potęga, a ja lubię to, co potężne. - zmierzwił mi włosy. Czułam się przy nim jak dziecko. Jak małe, bezbronne dziecko przy ojcu, dla którego ten jest całym światem. Możecie się śmiać z tego porównania, ale Yahiko dawał mi niezwykłe poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Sama nie wiem, skąd to odczucie się we mnie znalazło, ale po prostu siedząc w tym aucie, z nim, przeszyła mnie myśl, że nic mi nie będzie, nic mi nie grozi, bo on stanie przede mną niczym mur, zapora, która powstrzyma wszystko i wszystkich. Chyba tak właśnie czuła się Konan. Ta myśl była tak nagła i obca, że zapomniałam się odgryźć i wgapiałam się w niego jak głupia. Poczucie stabilności nie towarzyszyło mi zawsze. Poczucie bezpieczeństwa, które wiązało się z tym pierwszym, jeszcze rzadziej. Miałam rodzinę, miałam kogoś kto zawsze stanie w mojej obronie i nie pozwoli, by stało mi się coś złego. Brakowało mi tylko tego czarnowłosego aroganta...
-...co to znowu? Zabawa w "Jak najdłuższe nie odzywanie się do Yahiko"? - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Naprawdę miałam dom. Stworzył go między innymi ten facet, chociaż nie miał o tym pojęcia.
-Jesteś okropny, nie znoszę cię, jak Konan z tobą wytrzymuje?
-A kto powiedział, że wytrzymuje? Co chwilę mnie rzuca, bo nie daje rady, ale nie może beze mnie żyć!- zawołał ze śmiechem. Widzicie, tak było, cały czas się śmiali, wszyscy. Pomimo faktu, że tworzyli gang i na co dzień zajmowali się niebezpiecznymi sprawami, potrafili zmienić osobowość, jak ubranie, i być naturalnymi, wyluzowanymi i czerpiącymi z życia całymi garściami facetami. Kochałam ich. Naprawdę ich kochałam.
Zajechaliśmy przed solidny budynek z czerwonej cegły. Żwir na podjeździe zachrzęścił, gdy Yahiko sprawnie manewrował autem. Wysiedliśmy, a na przeciw nam wyszedł mężczyzna w roboczym kombinezonie, spranym i miejscami zaszytym kolorowymi łatkami.
-Widzę, że Kami ma konkurencję. - roześmiał się, patrząc na mnie piwnymi oczami. Był wyższy ode mnie, ale niższy o Yahiko i szczuplejszy. Gwoli ścisłości miał tez bardzo wyraźnie zarysowany mięsień piwny i chyba nie golił się od kilku dni, na co wskazywał zarost.
-Dobrze, że cię nie słyszy. To Cherry, moja kuzynka. - uśmiechnął się i ponad głową znajomego dał mi znak, bym nie protestowała. Najwyraźniej moje prawdziwe imię miało pozostać tajemnicą. Ściągnęłam brwi, Kami? To chyba musi być Konan...naraz rozdzwonił się mój telefon.
-Pójdę po rzeczy, nie zniknij do tego czasu. - kuzyn puścił mi oko i skierował się do budynku, który chyba był jakimś magazynem. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, a imię na wyświetlaczu sprawiło, że serce zabiło mi szybciej. Odebrałam, pamiętając o regularnym oddechu.
-Cześć Sakura. Właśnie odsłuchałem twoją wiadomość. - wierzcie lub nie, ale gdy usłyszałam ten leniwy głos, zrobiło mi się ciepło na duszy. Baryton był pozbawiony chłodu lub agresji. Poczułam się, jakbym nadal była w Konoha, znów wróciły wspomnienia ale teraz ze zdwojoną siłą. Kira...nie, tylko bez takich, nie rozwyj się, głupia!
-Cz...cześć. Ja... no tak, hmm... zasadniczo to właśnie... po prostu jakoś tak... -plątałam się bez sensu. Chryste Panie, co ja wyprawiam? Gotów pomyśleć, że za nim tęsknię. Ale właśnie tak jest... I co z tego? Nie musi wiedzieć.
-Nie sądziłem, że słysząc mnie, zaniemówisz. - zaśmiał się cicho
-Och, zamknij się. Powiedz lepiej, co w Konoha? - zawtórowałam mu wesoło, ciesząc się, że jest w dobrym humorze. Zaraz, chwila, a co mnie właściwie obchodzi, czy ma dobry humor, czy nie?
-Sponsorzy byli zawiedzeni, że wyjechałaś. Sama Tsunade strasznie się wściekła, ale nie miała wyjścia. Wszyscy za tobą tęsknią, szczególnie Kiba, który cały czas o tobie gada. - czyżbym wyczuła zazdrość?
-A co u ciebie?- wypaliłam bez zastanowienia. Po drugiej stronie zaległa cisza, słyszałam tylko jego miarowy oddech a przed moimi oczami stanęła jego postać. Widziałam charakterystyczną minę którą robił, gdy zadałam mu pytanie, na które musi ostrożnie odpowiedzieć, i trochę się tym zmartwiłam.
-W porządku. Jakoś leci. - skłamał gładko. Wzruszyłam ramionami, jakby mógł to zobaczyć. Skoro nie chce mówić, dobrze. Nie będę go zmuszać, zresztą, i tak by mi nie wyszło.
-Nie znalazłeś nikogo na moje miejsce?- drążyłam złośliwie.
-Sakura...- westchnął lekko - A jak w Suna? Poznałaś Sah, nauczyłaś się przynajmniej czegoś pożytecznego żeby dotrzymać mi kroku, kiedy się już spotkamy?-zapytał zaczepnie. Uśmiechnęłam się, to jest Uchiha, jakiego znam.
-Teraz to ty będziesz musiał się czegoś nauczyć, żeby nie zostać w tyle!- zaśmiałam się tryumfalnie.
-Wierzę, znając Sah i twoją determinację żeby mi dopiec...- dla efektu zrobił pauzę- Co miałaś na myśli mówiąc, że masz bardzo emocjonujące życie od przyjazdu do Suna? - niemal widziałam, jak ściąga brwi i przypatruje mi się w zamyśleniu, czekając na prawdziwą odpowiedź. Cóż, on mógł kłamać, ja nie, hipokryta.
-Och, wiesz...- gorączkowo przypominałam sobie wydarzenia ostatnich dni, by odpowiedzieć mu wyczerpująco i nie wzbudzić żadnych podejrzeń- ostatnio byłyśmy z Sah w kinie. Wepchnął się przede mnie jakiś palant, a kiedy mu nawrzucałam, wiesz co zrobił? Zaśmiał się i wziął dwa kubki z Colą, moje, tyle że mi zabrakło do tego rąk, bo kupiłam popcorn. Okazało się, że nie lubią się z Sah za bardzo. I jeszcze byłam na wyścigach! - dorzuciłam szybko, bo nawet dla mnie ta gadka o kinie była śmieszna - Sasori brał w nich udział. I widziałam, jak Ten...Sahirah i Itachi tańczą. - koniec, wpadłam. Ja i mój długi język. Zająknęłam się tylko a po drugiej stronie rozległ się cichy syk. Wiedział.
-Co ty powiesz. - rzucił chłodno.
-Och, no dobrze, Gaara mi powiedział, że tutaj Sahirah nazywana jest Tenshi. Zapytałam jej dlaczego, ale ona sama nie wie. Wiedziałeś o tym? - czas na granie idiotki, a w tym jestem całkiem dobra. Uchiha nie zobaczy blefu wypisanego na mojej twarzy, jest cholerne sześćset kilometrów stąd, nawet on nie rozpozna kłamstwa.
-W każdym razie - rzekł po chwili milczenia - masz pozdrowienia od wszystkich i...-usłyszałam jego przytłumiony głos i drugi, kobiecy. Nie wiem dlaczego, ale zirytowało mnie to.
-Muszę kończyć Sakura. Zadzwonię do ciebie wieczorem, dobrze?
-Nie, dzisiaj nie. Mam inne plany.- wycedziłam przez zęby.
-To znaczy?- jego głos z miłego i uprzejmego zmienił się w rzeczowy i nakazujący wytłumaczyć się ze wszystkich działań, tych podjętych i tych będących dopiero w planach. Za to go nienawidziłam.
-Yahiko i Nagato organizują domówkę, ciotka wyjechała, wobec czego można się trochę zabawić. Może trafi się ktoś, kto umie tańczyć? - tego ostatniego nie mogłam sobie darować.
-Dobrze, że dajesz sobie radę. Nie podepcz nikogo. Spodziewaj się telefonu ode mnie na dniach.- znów zmiana w jego głosie. Chyba nigdy za tym nie nadążę. Pożegnaliśmy się i po chwili ciszy, która oboje nas skrępowała, wzięłam się w garść i rozłączyłam. Akurat Yahiko wyszedł z magazynu, niosąc trzy skrzynki piwa. Faktycznie, dzisiaj zmieni się moja granica dotycząca dobrej zabawy i szaleństwa.

Gdy wróciliśmy do domu, Sasori siedział przed laptopem i coś wstukiwał w klawiaturę, a Nagato rozmawiał przez telefon. Po chwili rozłączył się i pomógł nam wnieść zakupy do domu. Chyba zbędne będzie opisywanie ile skrzynek piwa, butelek whiskey, rumu, ginu, toniku, wina i sake, kilogramów jedzenia przywieźliśmy. Dość, że wystarczająco, by wyżywić i opić cały batalion. Z salonu zniknęły figurki, wazony i ukochane kwiaty ciotki. Nagato i Sasori ulokowali to wszystko na strychu. Środki bezpieczeństwa. Kaira miała w ogóle nie wiedzieć, że zrobiliśmy domówkę. W rogach ustawiono potężne kolumny, a pod oknem...stół mikserski? Nie wiedziałam, że mają coś takiego. Yahiko uśmiechnął się, gdy zobaczył moją zdziwioną minę.
-Robimy różne rzeczy, a ten chuderlak - wskazał na Sasoriego - robi całkiem dobre bity. Fakt, Gaara jest lepszy...-resztę wypowiedzi przerwało rzucenie papierowej kulki przez obgadywanego.
-Zamknij się, baranie, i przydaj na coś. Mama dzwoni. - wyciągnął do rudowłosego rękę w której trzymał komórkę. Yahiko rzucił się by odebrać.
-Tak, mamo? Nie, nic nie robimy. Naprawdę, zapytaj Nagato. Ale o czym ty mówisz? Jaka impreza? - uśmiechnął się i wyciągnął butelkę whiskey, odkręcił ją jedną ręką i pociągnął spory łyk - Zapewniam cię, że nie wiem, o co ci chodzi. Wszyscy w czwórkę będziemy dzisiaj oglądać jakąś komedię. - dodał dwuznacznie. Pokręciłam głową i włożyłam piwo do lodówki. Co za facet.

Połowa gości zjawiła się już o siedemnastej. Dziewięćdziesięciu procent z nich nie widziałam na oczy przedtem i raczej nie miałam ich zobaczyć potem. O, Nagato przekonał mnie do włożenia sukienki. Dobra, wiem, co sobie pomyślicie, że skapitulowałam i porzuciłam swoje zasady w imię podniesienia sobie samooceny, ale to nie tak! Po prostu ta zielona kiecka na mnie popatrzyła! Ewidentnie! Wahałam się, ale postanowiłam ją przymierzyć. Pech chciał, że gdy oglądałam się w lustrze, wszedł kuzyn i zatrzymał się w pół kroku.
-Przegięłam, co? - zapytałam, odwracając się do niego z niepewną miną.
-I to po całości, jakby powiedział mój niedouczony brat. Ubieraj buty i zejdź na dół, pokażesz niektórym dziewczynom, co to znaczy być seksowną kobietą a nie roznegliżowaną...-pozwolił mi dokończyć w myślach.
-No nie wiem... - dalej nie byłam pewna swojej decyzji, chociaż miło było usłyszeć komplement.
-Ale ja wiem. No, Sakura, nie chowaj się w luźnych ciuchach, czas na coś nowego. - przekonywał. Ostatecznie, co mogłoby się stać? Byłam u siebie, to raz. Dwa, gdyby jakiemuś pijanemu, napalonemu durniowi przyszło do głowy mnie zaczepić, miałam na zawołanie trzech kuzynów, których ludzie się bali. Dwa argumenty za, żadnego przeciw. Dobra. Ubrałam buty na niewysokiej szpilce, zaledwie osiem centymetrów, i wyprostowałam się dumnie. Cóż, tańczyć się nie da, ale jeśli dzisiaj umrę, to z pewnością będę szczęśliwa. Zakochałam się w nich, naprawdę, znaczy się w butach, nie w kuzynach. Zeszłam do salonu, w którym kłębiło się mnóstwo ludzi, huczała muzyka, śmiechy i krzyki. Nie, żebym się przesadnie chwaliła, ale obejrzało się za mną kilku niezłych facetów. Cóż, kiedy żaden z nich nie dorównywał Sasuke...
-Hej! Tu jesteś!-ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął lekko, odwróciłam się, zachowując równowagę, jeszcze. Sahirah i Konan.
-Wy-glą-dasz świe-tnie. - odczytałam z ruchu jej warg. Pociągnęły mnie na tył domu, wyszłyśmy ze szklankami mojito od Hidana. Ludzie stali na trawniku, bujali się do muzyki i swobodnie rozmawiali, tutaj basy nie brzmiały jak wuwuzele.
-Haruno wreszcie w kiecce. - mrugnęła do mnie Orissa. Sama miała na sobie białą, obcisłą sukienkę bez ramiączek, ze wstawkami z koronki w talii i wysokie szpilki. Chyba zmówiły się z Konan, bo niebieskowłosa również prezentowała biel i koronkę. Tyle, że jej kreacja była nieco dłuższa i miała prawe ramiączko, a koronka była wszyta na plecach.
-Dobrze, że nie jestem sama. Nagato mnie namówił.-wyjaśniłam. Dziewczyny pokiwały głową ze zrozumieniem.
-Przyzwyczaisz się.
-Jak to jest, że czasami faceci są lepsi w doradzaniu niż dziewczyny, jeśli idzie o ubrania?-zapytała Sahirah. Wszystkie zapiłyśmy to pytania drinkiem (był świetny).
-Ja myślę, że oni po prostu mówią, w czym chcieliby cię zobaczyć, w czym im się podobasz i w czym ich pociągasz. A to, że czasem trafiają w dziesiątkę... kto by się tym przejmował. - wyłożyła Konan, mając minę znawcy. Pokiwałyśmy zgodnie głowami. Coś w tym chyba było. Obok nas przemknęła blondynka w fioletowym topie i czarnych rurkach.
-Cześć Tenshi. Kami, świetna kiecka. A my się chyba nie znamy.- przyłączyła się do nas z butelka piwa w dłoni. Kojarzyłam ją ze szkoły, ale tylko z widzenia. Nie miałyśmy się okazji poznać. Orissa mrugnęła do mnie.
-To Temari, mistrzyni Suna w tańcu z wachlarzami. Jak ją ładnie poprosisz, to nauczy cię kilku dobrych kroków.
-Daj spokój. Dla siostry bliźniaków wszystko. Jestem Temari. - wyciągnęła do mnie rękę, uścisnęłam ją i przedstawiłam się. Już po chwili zniknęła, wołali ją inni znajomi. Sah zachichotała cicho.
-Bardzo ją lubię ale powinna uważać, z kim trzyma. - pokręciła głową Konan. Zmarszczyłam brwi.
-Daj spokój, Kami. Sasori i reszta przymykają na to oko, czemu ona ma się martwić? Zresztą ograniczanie znajomości tylko dlatego, że komuś się nie podoba ten czy tamten jest głupie.- zbagatelizowała Sahirah. Nie rozumiałam o czym mówiły, więc milczałam i słuchałam każdego słowa.
-Może głupie, ale bezpieczne. Nie wiesz, czy oni myślą tak samo, jak my. - zauważyła rozmówczyni i powiodła wzrokiem po zebranych na trawniku ludziach.
-W sumie...- mruknęła niezobowiązująco Tenshi i przechyliła szklankę.
Z domu dobiegł nas ogłuszający wrzask. Popatrzyłam zdumiona na dziewczyny. Uśmiechnęły się do mnie.
-Nie byłaś jeszcze świadkiem chrztu? No, to chodź. - Konan ruszyła przodem szybkim krokiem, za nami pchał się już tłum ludzi. Wszyscy chyba wiedzieli, co znaczy chrzest, tylko nie ja. Z pomocą Konan stanęłam w pierwszym szeregu, środek salonu był pusty, ludzie utworzyli krąg, Sasori przyciszył muzykę i wziął mikrofon do ręki.
-Słuchajcie, dawno nie było takiego wydarzenia, oto przed wami... Chrzest! - powiedział i gwar wybuchł na nowo. Gwizdy, krzyki i oklaski nie miały końca. Po drugiej stronie zobaczyłam Orissę. Kiedy ona się tam dostała? A za nią stał Itachi i uśmiechnął się do mnie wesoło. Zarumieniłam się lekko, czy wszyscy Uchiha muszą tak na mnie działać?
Na środek wniesiono stół. Czterech chłopaków wystąpiło z tłumu, zbliżyli się z pewnymi siebie minami. Yahiko podszedł do każdego z nich po kolei i coś im tłumaczył. Sasori puścił w tle jakiś dubstep, co chwilę rozlegały się pojedyncze śmiechy i okrzyki.
-Nie znasz zasad, co?- usłyszałam za sobą spokojny głos. Odwróciłam się lekko i napotkałam zielone oczy Gaary. Uśmiechnął się  i przysunął do mnie.
-Powiedzmy, że to taka tradycja. Chrzci się nowych ludzi w towarzystwie, kończących osiemnaście lat, różnie, zależy od zachcianek. Przygotowuje się kilka rodzajów drinków, od największego do najmniejszego, kto dotrwa do końca, jest ochrzczony. - wyjaśnił w kilku słowach. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Picie na wyścigi? Oni są nienormalni czy jak?
-Ile jest drinków?
-Zależy od zawodników.
-A dlaczego od najmniejszego do największego?- zapytałam znów, popatrzył na mnie rozbawiony.
-Ponieważ te najmniejsze drinki są najmocniejsze, tak zwane shooty. W większych, z zasady, poza alkoholem znajdują się napoje, lód czyli dodatkowo woda...- przerwał i popatrzył ponad mnie. Odwróciłam się również i zobaczyłam rozpoczęcie pierwszej rundy, na wstępie kieliszek sake, następnie na stole wylądowały literatki z błękitną zawartością. Patrzyłam zafascynowana, jak płyn znika w ciągu kilku chwil, ludzie dopingowali swoich faworytów.
-Gaara, czy ktoś dotrwał do końca?- zapytałam nagle. Chłopak spojrzał na mnie z nieznacznym uśmiechem, to wróżyło coś ciekawego.
-Owszem, Sharingan, bliźniacy, Kisame, Jashin i ja. - nie wyczułam przesadnej dumy w tym zdaniu. Mówił, jak było, on chyba w ogóle nie znał słowa "wysokie ego".
-Popatrz teraz.- wskazał głową na "scenę". Posłusznie spojrzałam, trzecia szklanka z przezroczystym płynem, miętą i limonkami została osuszona. Jeden z nich zachwiał się niepewnie na nogach ale przekrzyczał wszystkich że "zostaje w grze", ku uciesze tłumu.
-Tak to się zaczyna, Amui - miał na myśli chłopaka, który przed chwilą się zachwiał- długo nie wytrzyma. Jeszcze jeden, góra dwa i koniec. Później CL - wskazał na drugiego, w fioletowej koszuli, który miał zamglony wzrok. Wyglądał, jakby zaraz miał odlecieć.
-Więc na kogo stawiasz?- zapytałam, ciekawa opinii "eksperta". Przyjrzał się uważniej dwóm pozostałym, jego wzrok przypominał ciemne, chłodne oczy Uchiha które zlustrowały mnie na początku naszej znajomości w dokładnie taki sam sposób. Oceniał siły przeciwnika, brał pod uwagę wszelkie możliwości i rozważał ewentualne przeszkody. Wkrótce miałam się nauczyć, że w ten sposób patrzą wszyscy w Akatsuki.
-Widzisz tego w czarnej koszulce, z słuchawkami na szyi?- zapytał po chwili.
-Tak.
-To nie ten.- prychnęłam, słysząc to- stawiam na Hidoriego. - wytypował ostatniego zawodnika, który patrzył dookoła nieprzytomnie. Ściągnęłam brwi i wykrzywiłam usta w grymasie niedowierzania.
-Żartujesz? On pierwszy pójdzie spać. - nie uwierzyłam. Gaara tylko pokiwał głową.
-Naprawdę?- dopytywałam się, a on założył ręce na klatce piersiowej patrzył na mnie spod oka. Rozległo się basowe tąpnięcie, coś ciężkiego wylądowało na podłodze. Amui.
Dalsza część chrztu rozegrała się szybko, Gaara miał rację, wygrał Hidori.

Z imprezy pamiętam jeszcze, że kilka dziewczyn tańczyło na stole, Yahiko nie ma sobie równych w break dance'ie, Itachi i Sahirah wirowali na parkiecie do wtóru kubańskich rytmów, a Gaara siedział obok mnie i uśmiechał się, popijając whiskey. Obudziłam się w słoneczny, niedzielny poranek i zapragnęłam umrzeć szybko i natychmiast. Znacie powód? Nieznośny, rozrywający czaszkę ból. Nigdy więcej nie tknę alkoholu! Najgorsze było dodatkowo to, że mój telefon rozdzwonił się z maksymalną głośnością wielkich kolumn stojących jeszcze w salonie, które wczoraj mało nie rozsadziły domu. Spojrzałam na wyświetlacz. Sasuke? Trzeba odebrać, będzie dzwonił do upadłego, a jak wyłączę telefon, to obdzwoni resztę domowników bo pewnie już ma ich numery w telefonie.
-Tak? - wychrypiałam cichutko.
-Rozumiem, że impreza się udała?- jego głos był jeszcze cichszy niż mój. Delikatny,  kojący zmysły baryton.
-Tak. - zgodziłam się szeptem.
-Jeszcze nigdy nie słyszałem, jak szepczesz. Przyznaję, niezwykłe doświadczenie... - zrobił pauzę, jakby chciał mi coś zasygnalizować, ale byłam nieczuła na wszystko - W każdym razie chciałem ci tylko powiedzieć, że za parę tygodni w Konoha jest festiwal taneczny. Gdybyś miała ochotę wziąć udział, to rozważyłbym, czy ci nie kibicować. Jeśli chcesz, zatrzymałabyś się w jakimś hotelu lub, skoro tak nalegasz, możesz na kilka dni przyjechać do mnie.- dzwonił do mnie rano, mając świadomość że dzień wcześniej byłam na własnej domówce, tylko po to, by powiedzieć mi o parszywym festiwalu tańca w Konoha? Pomimo zmęczenia i bólu głowy, oblała mnie fala złości.Tylko Uchiha mógł wpaść na tak genialny pomysł.
-I dzwonisz żeby mi to powiedzieć?- podniosłam głos o oktawę. Po drugiej stronie rozległ się cichy śmiech. Tęskniłam za tym dźwiękiem, przyznaję, ale nie miałam ochoty słyszeć go o jedenastej rano! Po solidnej imprezie!
-Przyjadę. Tylko po to, żeby cię zabić za ten telefon. Zrobiłeś to specjalnie.- rzuciłam oskarżycielsko.
-Wybacz, nie mogłem sobie darować. Wcześniej rozmawiałem z Itachim, miałem nadzieję, że będzie przeklinał na czym świat stoi, ale przeliczyłem się. Twoja reakcja mi to wynagrodziła. - zakończył wesoło. Nienawidzę go! Przysięgam, nienawidzę i tylko krew na jego twarzy ukoi moje zszargane nerwy i wściekłość. Wydrapałabym mu te jego czarne oczy i...och!
-Sakura? Jesteś tam?- zapytał. Jego najzwyczajniej w świecie bawiło, że obudził mnie, biedną, zmęczoną, z obolałą głową (swoją drogą muszę zapamiętać, by już nigdy nie wierzyć Gaarze, kiedy powie "Spróbuj, to nic strasznego" i nie brać od niego żadnego drinka. Nigdy.). 
Gdyby mógł być w Suna, usiadłby naprzeciwko mojego łóżka i gapił się cały dzień jak się męczę, zmieniając głośność muzyki, na przykład w swoim telefonie. Sadysta. Ta myśl była tak realna, że poczułam jeszcze większą złość z powodu urojonej sytuacji. Chore.
-Tak, możesz zadzwonić później? Nie jestem w nastroju do rozmowy. - przełknęłam ślinę i modliłam się, by rzucił krótkie "no to cześć" i się rozłączył.
-Nie przeszkadza mi to. Jak udała się impreza?- widzicie? On jest kompletnie nieczuły.
-Uchiha, mówię poważnie. - w zasadzie, dlaczego po prostu się nie rozłączyłam? Przecież mogłam. Mogłam też wyłączyć telefon, ale wiecie... równie dobrze mogłam wyemigrować na koniec świata gdybym się wcześniej rozłączyła, bo on by mi tego nie darował.
-Ale jesteś rozmowna. - zadrwił. To było głupie. Cały ten dialog był idiotyczny i niczego nie wnosił do życia, ale tak przyjemnie było słuchać jego głosu...
-Gdybyś wczoraj tu był, wiedziałbyś przez co przechodzę. - wytknęłam mu szeptem.
-Niech zgadnę, nigdy więcej alkoholu?
-Nigdy. - zgodziłam się ze świętym przekonaniem, że dotrzymam obietnicy.

A co ja mam? A co ja tutaj mam? Czyżby nowy, piękny szablon? Ależ tak, popatrzcie tylko co zrobiła dla mnie Sakura Haruno z Mistycznej Krainy, czyż nie jest piękny? Aha, ponieważ Radhika zawsze robi coś po coś, to przyjrzyjcie się proszę nagłówkowi i zauważcie, że poza SasuSaku jest też inny paring. A co to znaczy? No, kto zgadnie?
Dobra, ogarnijcie że ten rozdział jakoś nie wyszedł za ciekawie, i nie dałam tu popisu moich niezwykłych umiejętności ale wszystko w swoim czasie. Na razie jest SasuSaku, czyli fani tegoż paringu są szczęśliwi, tak? Dochodzi pierwsza a ja dalej siedzę i piszę. Chyba wpadłam w jakiś trans.

2 komentarze:

  1. hmmmm nowy rozdzial, milo ze mnie poinformowalas -.- blagam, tylko nie mow ze wlepisz tam itachiego, miedzy Sasuke i Sakure? troche przekirowalas te opowiadanie, w sensie jest inaczej niz na poczatku bym sie spodziewala co wcale nie oznacza ze jest złe. ogolnie podoba mi sie, dobry rozdzial. no i życzę Wesołych Świąt ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz mi, majestatyczna Elko. Nie, absolutnie, nie wlepię Itasi między tą dwójkę, pogwałciłabym święte prawa "Naruto", które już i tak zostały przeze mnie naruszone. Dziękuję, Tobie też wszystkiego dobrego :*

    OdpowiedzUsuń