Kakashi Hatake nie był mężczyzną wybuchowym lub impulsywnym. Wręcz przeciwnie, posiadał niewyczerpane pokłady cierpliwości i dobrej woli dla odpowiednich osób. Ale w momencie, gdy usłyszał, że jego przełożona, Anko Mitarashi, zamyka sprawę, którą żmudnie prowadził i opracowywał od dwóch lat, zwyczajnie stracił swoje dobre cechy. Wszedł do gabinetu kobiety bez ceregieli i patrzył na nią wściekle jednym zdrowym okiem. Druga połowa twarzy razem z lewym okiem została zmasakrowana kilka lat temu, podczas służby. Od tamtej pory pamiętał, by nie zbliżać się do kretynów z czternastoma laskami dynamitu przymocowanymi do paska na biodrach. Dziwne, że wtedy nie zginął, a powinien, tak, jak jego przyjaciel, Obito, który wtedy mu towarzyszył.
-Nie możesz tego zrobić. - oznajmił po prostu, i zamknął za sobą z hukiem drzwi. Szare oczy kobiety zlustrowały go chłodno.
-Nie wpadaj do mojego gabinetu bez pukania, należy mi się jakiś szacunek, co? Chyba, że chcesz, żebym zmieniła twoje życie w piekło?
-Nie jestem gotowy na związek z tobą, ale dzięki.- warknął mężczyzna w przypływie czarnego humoru. Anko parsknęła śmiechem.
-Dobra riposta, zapamiętam. A co do twojej sprawy, przykro mi, rozkaz od góry. Musiałbyś iść z pretensjami do Fugaku Uchiha.- wzruszyła ramionami. Kakashi opadł na krzesło przy biurku. Gabinet był zacieniony przez rolety, przez szpary dostawało się światło słoneczne w którym tańczyły drobinki kurzu. To było miejsce Anko, rezydowała tu od... od zawsze i nie wyobrażał jej sobie na innym stanowisku w innej pracy. Była wspaniałym kapitanem oddziału, dobrą kobietą i sprawiedliwą przełożoną, ale czasem jej styl bycia irytował Kakashiego. Wieloma rzeczami się nie przejmowała, jeszcze inne ignorowała dla kaprysu. Mężczyzna westchnął, napad złości zniknął bez śladu, jego miejsce znów zajęło opanowanie i cierpliwość.
-Przecież to jest kwestia miesięcy. - zabrzmiało to błagalnie, Anko popatrzyła na niego zmęczonym wzrokiem.
-Wiem, ja też chciałabym doprowadzić to do końca. Ale dialog z Uchiha nie ma racji bytu. On mówi, my wykonujemy. Czasami zastanawiam się, czy oni wszyscy tak mają? Jeśli jego dwaj synowie też są takimi despotami, to już współczuję ich rodzinom.- uśmiechnęła się lekko.
-Anko... już prawie... tak długo nad tym pracowaliśmy, wszyscy. Jak ja powiem ludziom, że to, co robili przez ostatnie dwa lata, poszło na marne, bo jakiś idiota nie ma wystarczająco dużo cierpliwości? Zmarnowali dwadzieścia cztery miesiące swojego życia by nam pomóc, to nic nie znaczy?
-Przecież mówię ci, że wiem o tym. Ale co ja mogę na to poradzić? Kazali mi zamknąć sprawę, uznali, że nic z tego nie wyjdzie...
-On nie mógł na to wpaść. - przerwał jej cicho i zaczął intensywnie myśleć. Fugaku sam by się z tego nie wycofał, był pewien sukcesu i gotowy, by poświęcić naprawdę dużo by go odnieść. Coś musiało być nie tak.
-Co masz na myśli? Nie sugerujesz chyba, że...- kobieta spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
-Nic nie sugeruję. Po prostu muszę porozmawiać z Uchiha. - mężczyzna nagle wstał. Anko zmrużyła oczy i syknęła:
-Żadnego fałszywego ruchu, Hatake. Jeśli schrzanisz, to choćbym miała pójść siedzieć, poślę ci kulkę w łeb. Tutaj kroi się coś, o czym nie mieliśmy pojęcia. Jeżeli insynuujesz, że ktoś manipuluje tym wszystkim, to lepiej, żebyś miał solidne podstawy do tego i gębę na kłódkę. Ja też nie sądzę, żeby po tym wszystkim Stary Fu się wycofywał od tak, bez powodu, ale póki nic nie wiem, póty siedzę cicho. Tobie też to radzę. Są rzeczy, na które nie mamy wpływu.
Kakashi wyszedł i tym razem prawie bezszelestnie zamknął drzwi.
-Wyścig?- zapytałam, patrząc na niego otępiała. Zaciągnął się mocno papierosem i wypuścił dym z płuc. Milczał, znów, kolejna tajemnica, kolejne kłamstwo w które będę musiała uwierzyć, bo nie usłyszę prawdy. Czasem zastanawiałam się, czy w ogóle jest Itachim Uchiha z Konoha, a nie kimś innym, może nawet z taką banalną sprawą mnie oszukał? Może byłam z kimś całkiem innym, tylko żyłam w świecie iluzji?
~Wiedziałaś, na co się godzisz. Właśnie to, że był w gangu, kręciło cię najbardziej. Teraz ci przeszkadza?~odezwał się mój złośliwy mózg. Patrzyłam na niego, podziwiałam idealny profil mężczyzny, którego tak bardzo kochałam. Prawdopodobnie za bardzo.
-Wolałabym, żebyś tego nie robił. - podjęłam temat bez entuzjazmu. Wiedziałam, że przegram. Zawsze przegrywałam, gdy w grę wchodziło coś, co nie było bezpieczne. To właśnie pociągało ich wszystkich, dreszcz, adrenalina, niebezpieczeństwo, świadomość, że zaraz mogą umrzeć. Kto by tam się przejmował, że zostawią rodziny, przyjaciół, ukochane dziewczyny... zwykłe rzeczy, które można kupić, tak samo jak alkohol czy narkotyki, nie?
-Wiem. - przyznał i znów się zaciągnął papierosem. Odwróciłam głowę i utkwiłam wzrok w tafli jeziora. Był ranek, w parku nie było ani jednego człowieka, słońce leniwie wstawało i budziło do życia naturę. Kilka ptaków wzbiło się w niebo z porywem ciepłego, letniego wiatru. Zaszumiały liście drzew, jakby śpiewały tylko sobie znaną melodię, cichą, delikatną, kojącą. Rosa ozdabiała trawę, błyszczała i mieniła się w promieniach słonecznych jak maleńkie diamenty. Cudowny krajobraz i ciszę zakłócała nasza dwójka. Siedzieliśmy obok siebie, ale nie czuliśmy swojej obecności. Wydawało mi się, że mogłabym wyciągnąć rękę, ale i tak bym go nie sięgnęła. Był odległy, odpychający, obcy. To, co dawniej mnie w nim przyciągało, teraz sprawiało, że traciłam wiarę w sens życia. Nie słuchał mnie, nie chciał zrozumieć, że mam dość ciągłego życia w kłamstwie, że nie chcę w kółko wysłuchiwać fałszywych obietnic o przyszłości, która nas nie dotyczyła. Mógł mnie kochać do szaleństwa, mogłam władać jego sercem, ale nigdy nie będę miała władzy nad jego umysłem.
-I nie obchodzi cię to. Zrobisz po swojemu, jak zawsze. To po co mnie informujesz?
-Chciałem, żebyś wiedziała.
-Więc wiem. I co dalej?
-Chcę cię zobaczyć na trybunie. - powiedział spokojnie. Był taki zimny, traktował mnie jak wroga, jakbym stanowiła zagrożenie. Chciałam złapać go za koszulę i potrząsnąć nim, wykrzyczeć mu w twarz, że chcę Itachiego w którym się zakochałam. Mężczyznę, z którym łączyła mnie pasja oraz miłość. Zażądać, by rzucił gang, by wyjechał ze mną gdziekolwiek, by zapomnieć o tym, co tu było. Ale zamiast tego zwyczajnie wstałam z ławki, rzuciłam jeszcze spojrzenie na staw i powiedziałam:
-Będę. - po czym odwróciłam się i odeszłam. Czułam gorące łzy bezsilności płynące po policzkach, zagryzałam wargi do bólu, by nie załkać z powodu ognia, który mnie trawił, i milczałam, czując, jak wypalam się od środka. To się chyba nazywa początkiem końca.
Dochodziła północ, a na głównej ulicy wrzało. Zorganizowano wyścig "z przeszkodami", w którym wzięło udział czterech kierowców. Jednym z nich był Itachi. Stał obok granatowego auta, Subaru, w skórzanej kurtce i palił papierosa. Wymieniał z Sasorim i Nagato szczegóły, Kankuro i Kakuzu grzebali w silniku, a Sahirah stała z boku, kilka kroków za wszystkimi i co chwila mocno się zaciągała dymem tytoniowym. Miała smutny wyraz twarzy i opuszczone ramiona, jakby uszło z niej powietrze. Wysiadłam z samochodu i popatrzyłam na Konan, wysiadającą z miejsca obok kierowcy. Yahiko zawołał basem:
-Sharingan! Postaraj się przeżyć, bo nie będzie miał kto zająć się Tenshi!- Itachi drgnął i poszukał jej wzrokiem. Gdy ich spojrzenia się spotkały, oboje odwrócili się od siebie. Orissa podeszła do nas ze sztucznym uśmiechem. Konan ściągnęła brwi w zamyśleniu i spojrzała na Yahiko. Ciężarowiec westchnął lekko i kiwnął głową, po czym odszedł do reszty towarzystwa. Uśmiech natychmiast zniknął z twarzy dziewczyny, wciągnęła histerycznie powietrze i zadrżała. Kami syknęła wściekle i pociągnęła nas za róg. Z gardła dziewczyny wyrwał się szloch, ukryła twarz w dłoniach i gdyby nie nasza interwencja, osunęłaby się na ziemię. Popatrzyłam zaniepokojona na Konan, ale ona dała mi tylko znak, bym była cicho. Podtrzymywałyśmy Sahirah, słuchając w milczeniu, jak uwalnia wstrzymywany żal, raz po raz zalewając się gorącymi łzami.
-Boże, Konan, nie dam rady dłużej...- wychrypiała i spojrzała na nas załzawionymi oczami. Niebieskowłosa zacięła wargi, ale wytrzymała spojrzenie przyjaciółki.
-To się skończyło... on po prostu... to już nie jest ten sam... - nie mogła znaleźć słów. Otworzyłam szeroko oczy, nie, ona chyba nie chce powiedzieć, że Itachi...
-Nie kocha mnie- powiedziała nagle, spokojnie, jakby sama sobie to uświadamiała. Prostota tych słów sprawiła, że stałam jak wmurowana. Nie znałam ich długo, ale wydawało mi się, że nie ma bardziej dopasowanej pary, może tylko Konan i Yahiko. Orissa i Uchiha rozumieli się bez słów, byli wspaniałymi tancerzami, oni... oni...
-Tenshi, nie dramatyzuj. Wiesz, że czasami robią nam na przekór, taka jest kolej rzeczy. - zauważyła trzeźwo Konan.
-Nie, ty nie rozumiesz. - Sahirah pokręciła głową - On już nawet nie patrzy na mnie jak na człowieka, jak na kobietę, tylko jak na wroga. Jakbym zaraz miała wyciągnąć nóż i poderżnąć mu gardło.
-Czasami przyznawałaś się do takich skłonności. - wtrąciła Kami.
-No, bo czasami sobie zasługiwał. Chodzi o to, że...och, znów odwróciłaś moją uwagę od meritum. - Sahirah otarła łzy z twarzy i delikatnie się uśmiechnęła. -To się nigdy nie skończy? Prosiłam go, by się nie ścigał, zignorował to i stwierdził, że chce mnie zobaczyć na trybunach. Bezczelny!
-On Cię kocha, Sahirah.- powiedziała nagle Konan i wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów. Poczęstowała Tenshi, nawet ja skorzystałam, tak byłam skołowana że nie wiedziałam, co myśleć. Odpaliłyśmy zgodnie i paliłyśmy przez moment w ciszy. Nie rozumiałam kompletnie o co chodzi dziewczynom, poczułam się obca, jakbym nie należała do ich świata, co mogłam wiedzieć o życiu w gangu? Co mogłam wiedzieć o życiu jako dziewczyna przywódcy gangu?
-Przestań w to wątpić. Czasem zachowuje się jak zimny sukinsyn, oni wszyscy tak robią, ale oddaliby za nas życie, gdyby było trzeba. Jeśli przeszkadza ci, że on się dystansuje, ty też to zrób. - wzruszyła ramionami Konan i popatrzyła na przyjaciółkę. -Jak Yahiko próbuje mnie traktować w ten sposób, milczę przez kilka dni, zajmuję się sobą, jadę gdzieś na weekend, idę na imprezę, cokolwiek. A kiedy włączam telefon, czekają na mnie wiadomości i nieodebrane połączenia. Och, i groźby na sekretarce, że jak nie odezwę się w ciągu następnej godziny, to mnie znajdzie i osobiście zabije. - zachichotała beztrosko. Sahirah westchnęła ciężko i pokiwała głową
-Tak, chyba masz rację.
-Nie "chyba" tylko "na pewno". Odpocznij trochę od tego wszystkiego.- powiedziała na koniec i zgniotła niedopałek fajki butem. Orissa doszła do siebie, zabłyszczały jej oczy i uśmiechnęła się zadziornie. Kryzys został zażegnany, kobieca zmienność. Wyszłyśmy na główną ulicę akurat, gdy wsiadali do samochodów. Stanęłyśmy przy chłopakach, którzy życzyli Itachiemu szczęścia. Uchiha spojrzał na Sahirah, w jego oczach można było dostrzec smutek i coś jeszcze, czego nie potrafiłam nazwać. Ale naraz otworzył szerzej oczy, bo Orissa uśmiechnęła się do niego prowokacyjnie i posłała całusa. Zaśmiał się cicho i pokiwał głową, zrozumiał przesłanie. Miał wrócić, jako pierwszy czy ostatni, bez znaczenia. Odpalili silniki i na dany sygnał włączyli do ruchu. To było szaleństwo, mogli pozabijać wielu niewinnych ludzi, ale ich to cieszyło. Właśnie w tym był szczegół, żeby dojechać bez kraksy. Musiałam się jeszcze wiele nauczyć.
Czterdzieści siedem minut później linię mety przejechały dwa auta równocześnie. Itachi i Yoda. Wszyscy zamilkli, nie wiedzieć czemu atmosfera z wesołej zrobiła się napięta. Tych dwóch chyba miało ze sobą na pieńku. Wysiedli z aut i czekali na werdykt choć obaj doskonale wiedzieli, co się stało.
-Remis!- zawołał ktoś w tłumie, a reszta to pochwyciła. Uchiha nie pokazał żadnych emocji po sobie, miał obojętny wyraz twarzy gdy podawał rękę Yodzie. Uścisnęli sobie dłonie i bez słowa odeszli. Sahirah poruszyła zabawnie brwiami i podeszła... do Yody? Przecież niedawno mówiła, że się nie lubią, co jej się stało? Rzuciłam wzrokiem na Uchiha i struchlałam ze strachu, miał taką samą minę jak wtedy, w klubie. Wiadomość była aż nazbyt czytelna dla wszystkich, Nagato położył dłoń na jego ramieniu w geście uspokojenia. Sharingan patrzył na Sah, która beztrosko rozmawiała z Yodą, w tłumie gratulujących tylko ją widział, tylko do niej się uśmiechał i tylko z nią rozmawiał. Przepchnęłam się przez niemały tłumek i złapałam ją za rękę.
-Jeśli chcesz, zabierz ze sobą Sakurę. - usłyszałam i popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Zabrać mnie? Gdzie niby?
-Pod warunkiem, że się zgodzi. Jutro jest wyścig w Oto, Yoda bierze udział, może przyjechałybyśmy zobaczyć?- zapytała wesoło. Poczułam, że to na pewno nie spodobałoby się Itachiemu, ale skoro ona jest pewna swojej decyzji, to nie będę tego kwestionować. Kiwnęłam głową.
-Ale mam warunek, Yoda. Nauczysz mnie kilku rzeczy. - mrugnęła do niego Orissa, ba, ona z nim właśnie flirtowała i to na oczach całego Akatsuki! W tamtym momencie podziwiałam jej odwagę, nic sobie nie robiła z obecności Itachiego i reszty, miała najwyraźniej gdzieś, że Sharingan nie jest zadowolony, a to nie wróżyło dobrze dla nikogo. Oświeciło mnie, w ten sposób zamierza się "zdystansować"?
-Jasne, Tenshi.- zgodził się beztrosko.
-Muszę już iść. Chyba ktoś jest niezadowolony. - przewróciła oczami teatralnie, a on się zaśmiał. Pociągnęłam ją lekko za rękę i wyszłyśmy z tłumu.
-Ani słowa nikomu. - szepnęła do mnie jeszcze, gdy nikt nie mógł nas usłyszeć. Zobaczyłam oskarżycielskie spojrzenia gangu i nieczułe, zimne oczy Uchiha które wpatrywały się intensywnie w Sahirah. Ta uśmiechnęła się wesoło.
-Wspaniały wyścig. Idziemy świętować?
-Chyba musimy porozmawiać.- odparł Uchiha, ignorując wcześniejsze pytanie.
-Innym razem. - machnęła lekceważąco ręką.
-Sahirah... - zaczął ostrzegawczo, ale ona nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. Konan uśmiechnęła się z politowaniem, rozumiała, w co gra Orissa, i chyba tego nie pochwalała.
-W sumie masz rację, nie ma czego świętować. Jestem zmęczona, wracam do domu. Do jutra.- zwyczajnie pożegnała się i odeszła. Wszyscy byliśmy w szoku. Hidan zaśmiał się lekko i mruknął:
-Baby. Ich nigdy nie zrozumiesz.
Uchiha odwrócił się za odchodzącą dziewczyną do której dołączyły dwie inne, sądząc po śmiechu i przekomarzaniach, jej koleżanki. Ściągnął brwi w zamyśleniu i po chwili pokręcił głową.
-Chodź, Sakura, odwiozę cię. Teraz nie będzie tu za wesoło.- usłyszałam głos Gaary i pokiwałam głową. Reszta pojechała do "Equilibrium" na obrzeżach miasta, ja nie miałam ochoty siedzieć w klubie ze striptizem.
Wsiedliśmy do samochodu wciąż pod wrażeniem sytuacji sprzed kilku minut. Sahirah wyraźnie dała wszystkim do zrozumienia że ma gdzieś, co mówi lub robi Itachi. Zachowała się zupełnie jak nie ona. No i nie podeszła do Itachiego tylko do Yody, a to był cios poniżej pasa.
-Nie rozumiem kompletnie o co chodzi. - powiedziałam gdy ruszyliśmy.
-Może pojedziemy dłuższą drogą?- zaproponował. Zgodziłam się, nie chciałam siedzieć samotnie w domu mając za towarzystwo ciotkę, która szybko by zauważyła, że coś jest nie tak. Nie chciałam z nią o tym rozmawiać, w końcu co mogłam powiedzieć o ludziach, których znałam tylko miesiąc?
-Sah i Itachi od początku nie widzieli świata poza sobą. Kiedyś Itachi bardziej liczył się z jej zdaniem. Jeśli czemuś się sprzeciwiała, on natychmiast się do tego dostosowywał. Cokolwiek powiedziała, on to robił. Ale teraz, kiedy robi się coraz niebezpieczniej, on woli trzymać się z daleka. Sharingan chce ją chronić. To wszystko.
-To dlaczego jej nie zostawi, skoro tak chce jej bezpieczeństwa?- prychnęłam.
-Na podstawie tego, co widzę, mogę wnioskować, że on ją po prostu za bardzo kocha. Nie może żyć bez niej, ale, w aktualnej sytuacji, nie może też żyć z nią. - westchnął ciężko. Popatrzyłam na niego zaskoczona.
-Dla mnie to strasznie pokręcone.
-Przyznaję, dla mnie też. Nie sądziłem, że coś takiego jak prawdziwa miłość istnieje, aż spotkałem ich. - Ważyłam jego słowa w ciszy. Czy gdybym ja i Sasuke... co za głupie porównanie. On nie należy do żadnego gangu! Zbeształam się w myślach. Ale gdybyśmy to my byli na miejscu Sharingana i Tenshi, jak byśmy się zachowali? Czy Sasuke też miałby opory, by mnie zostawić i jednocześnie, żeby ze mną być? To było idiotyczne!
Gaara obserwował mnie spod oka. Jechaliśmy w milczeniu przez ulice jarzące się nienaturalnymi kolorami, miasto było sztuczne, fałszywe, jakby naszprycowało się prochami by móc funkcjonować, zupełnie, jak połowa jego mieszkańców. Oparłam się wygodniej o fotel.
-Nie mam ochoty wracać do domu. Boże, nie wiem, czuję się... dziwnie, co najmniej. Czy ja zaczynam wariować?- popatrzyłam na niego z uśmiechem.
-Nie, to całkiem normalne. Przejdzie ci jak już się przyzwyczaisz. Na pewne rzeczy nie można zwracać uwagi. Wiesz, mam pomysł.- oznajmił tajemniczo i dodał gazu. Dziesięć minut później wyjechaliśmy z miasta. Wieżowce i kolorowe tabloidy zostawiliśmy za sobą, a przed nami była pustynna równina, która w niewidocznej linii stykała się z nocnym niebem. Było ciemno, spokojnie, cicho. Odetchnęłam głęboko, gdy Gaara otworzył okna i do samochodu wpadło letnie, nocne powietrze. Skręcił nagle w lewo i gnaliśmy po równej nawierzchni jak wiatr. Śmiałam się wesoło, zagłuszona przez odgłos silnika pracującego na wysokich obrotach. Kilkanaście kilometrów dalej wjechaliśmy w las sosnowy i pięliśmy się pod górę. Świetnie driftował.
Zatrzymaliśmy się na małym, wysypanym żwirem parkingu. Widać było całe miasto z góry, dookoła była tylko pustynna równina, gdzieniegdzie poznaczona lasami. Wysiedliśmy z samochodu i oparliśmy się o maskę. Gaara wyciągnął z kieszeni mały woreczek z szaro-zieloną zawartością i sprawnie skręcił blanta. Podał mi i wyciągnął zapalniczkę. Wzięłam skręta bez entuzjazmu, podał mi zapalniczkę, odpaliłam i zaciągnęłam się głęboko. Chłopak zaśmiał się.
-Nie jesteś nowicjuszką- zauważył gdy podałam mu blanta. Pokiwałam głową i wypuściłam dym. Trochę spaliłam w Konoha, nie ukrywam.
-Jak zaczyna mnie wszystko irytować, to właśnie tu przyjeżdżam, spalam w spokoju trochę dobrego towaru i wyciszam się. - powiedział cicho. Słuchałam jego głosu i na zmianę paliliśmy. Zaczynałam się uspokajać, delikatny szum drzew koił nerwy.
-Nie masz tego więcej? Chętnie bym kupiła parę gramów.- zapytałam, mając namyśli marihuanę.
-Sakura, przecież jestem w Akatsuki.- zaśmiał się cicho.
Podsumowując dzisiejszy dzień/wieczór/noc: Zostałyśmy zaproszone na wyścig do Oto Gakure przez Yodę, który nie bardzo lubi się z Itachim, co Sahirah ma gdzieś, więc chcąc dostosować się do rad Konan zamierza się "zdystansować" robiąc jednocześnie na złość Uchiha. Logiczne, prawda? Westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok. Czemu to wszystko musi być tak skomplikowane? Zamiast normalnie pogadać i wyjaśnić sobie sytuację, oni robią problem. I gdzie tu sens?
-Uchiha, czasem myślę, że znajomość z tobą była dziecinnie łatwa w porównaniu z tym, co tu się dzieje.- pomyślałam jeszcze, zanim odpłynęłam w senne marzenia na, zaledwie, kilka godzin.
Oparłam się o framugę okna i odpaliłam papierosa.
-Za dużo palisz, Sah- mruknęłam do siebie. Przypomniałam sobie jego zimne spojrzenie i przeszedł mnie dreszcz. Zagryzłam wargi. Do cholery, przecież nic złego nie robiłam! Skoro miał gdzieś, co do niego mówię, w porządku. Ale bez hipokryzji. Mimowolnie wróciłam do przeszłości, ostatnimi czasy robiłam to coraz częściej. Przez cały czas trwania związku nie odwracałam się za siebie, bo każdy kolejny dzień był lepszy od poprzedniego, aż do ostatniego miesiąca. Coś pękło, nieodwracalnie, i nie mogliśmy tego naprawić.
-Nawet nie próbowaliśmy.- znów szepnęłam do siebie zrezygnowana. Kiedyś potrafiliśmy godzinami rozmawiać lub milczeć, tańczyć bez chwili przerwy, jeździć po mieście bez trasy i celu, spacerować po mieście od rana do wieczora zatrzymując się od czasu do czasu, by coś zjeść w barze, lub napić się piwa w pubie. Był ze mną, czułam jego obecność nawet gdy fizycznie znajdował się gdzie indziej. Teraz mógł być obok, a ja czułam się samotna. Tak to ma wyglądać? Mamy udawać przed wszystkimi dookoła, bo ważniejszy ode mnie jest pieprzony gang? Och, Boże, jeśli tak, to dlaczego po prostu mi tego nie powie? Ale na samą myśl, że mielibyśmy się rozstać, coś miażdżyło mi serce i zaciskało się na płucach. Kochałam go, a życie bez niego byłoby puste. Nawet taniec straciłby swój kolor i powab. Przeklinałam swoją głupotę bo zakochałam się w kimś, kto o to nie dbał. Pokręciłam głową i odpędziłam ponure myśli.
-Nie chcę teraz o tym myśleć. Jutro. Jutro się nad tym zastanowię.- podjęłam decyzję i wyrzuciłam papierosa przez okno.
Patrzyłem na ładną, uśmiechniętą brunetkę która dawała popis umiejętności tanecznych na dziesięciocentymetrowych szpilkach w skąpym stroju. Jej włosy do pasa wiły się i wirowały przy każdym ruchu. Jak włosy Sahirah gdy robiła piruety. Dziewczyna miała zielony top i tego samego koloru krótką spódniczkę.
~Sah lepiej wygląda w zieleni~ pomyślałem nagle, przypominając sobie jej zieloną kreację, w której przyszła ze mną pół roku temu na otwarcie nowego klubu.Wyglądała tak niewinnie i delikatnie, że miałem wrażenie, że jest tylko snem który zniknie przy gwałtownym ruchu. Uśmiechnęła się do mnie wtedy i powiedziała... co wtedy powiedziała?
-Hej, skarbie, jeszcze raz to samo!- wyrwał mnie z zamyślenia głos Hidana, krzyczał do uśmiechniętej, mocno wymalowanej kelnerki. Spojrzałem znów na tancerkę, pochwyciła moje spojrzenie i uśmiechnęła się prowokująco. Nawet tego nie potrafiła zrobić jak Sahirah. Uśmiechnąłem się samymi wargami i dopiłem drinka. Poczułem, że jeśli jeszcze raz pomyślę o Tenshi, to strzelę sobie w łeb, ale kiedy znów wróciłem myślami do wyścigu, zagotowała się we mnie krew. Rozmawiała z nim, śmiała się, wyglądała na zadowoloną. Już dawno jej takiej nie widziałem. Chciała zrobić mi na złość? Udało jej się koncertowo. Próbowała wzbudzić zazdrość? Trafiła w dziesiątkę. Yoda był wrogiem który żył tylko dlatego, że był dawnym przyjacielem Sahirah. Gdybym go zabił, a miałem wiele okazji, ona miałaby mi to za złe, a ja nie miałam ochoty, by stanął pomiędzy nami ktoś taki jak Yoda z Hangetsu. Wiedziałem, że ją kochał i zrobiłby wszystko, by mi ją odebrać. Jak to jest, że mężczyznom zawsze chodzi o kobiety? Zaśmiałem się ponuro do swoich myśli. Gdyby Sah wybrała jego, może nie miałbym nic przeciwko, kiedyś. Teraz wiem, że ten facet był gotów zabić Orissę, byleby mnie zniszczyć. Tyle tylko, że ona o tym wiedziała, a mimo to rozmawiała z nim, zachowywała się, jakby to, że ją uderzył, nie miało znaczenia. Na wspomnienie feralnego wieczoru zacisnąłem szczęki. Sahirah wracała do domu, on ją zauważył i podjął rozmowę. Kiedy się pojawiłem, zobaczył charakterystyczny uśmiech Orissy który zawsze należał do mnie. Taka błahostka wprawiła go w furię, nie pozwolił jej odejść, gdy chciała wsiąść do samochodu. A później, upewniając się że na to patrzę, uderzył ją.
Spojrzałem na swoją prawą rękę, nosiła widoczne blizny po tym, jak go złapałem i tłukłem aż złamałem sobie dwa palce i zdarłem skórę. Nie wiem, kogo bała się wtedy bardziej, jego czy mnie, widząc szaleństwo w naszych oczach.
-Sharingan, skończ z tą tragiczną miną, bo straszysz dziewczyny. Masz, wciągnij.- znów wyrwało mnie z zadumy czyjeś wołanie. Deidara uformował dla mnie kreskę z białego proszku. Miałem odmówić, ale coś mnie tknęło. Odrobina zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a ja nosiłem w sobie taką agresję, że jeszcze chwila, a wsiadłbym do samochodu i pojechał szukać Yody. Posłuchałem blondyna, po czym zamówiłem butelkę whiskey. Trochę zabawy mi się przyda. Hidan wzniósł toast za swoje dwie nowe koleżanki o których jutro prawdopodobnie zapomni, chyba, że urozmaicą mu noc, co będzie trudne, jako że Hidan jest stałym bywalcem Dzielnicy Czerwonych Latarni. Obok Deidary siedziała ładna blondynka o błękitnych oczach i coś mu szeptała do ucha. Chłopak spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, a ona zachichotała cichutko. Kątem oka śledziłem tancerkę która wyraźnie dawała mi sygnał, że powinienem zaproponować jej drinka. Zignorowałem to, a byłem w tym dobry.
~Nie jesteś szczególnie brzydka, maleńka, ale trochę ci brakuje do ideału~ przemknęło mi przez myśl.
Sasori mrugał wesoło do swojej towarzyszki w czarnych włosach i mocno umalowanych czerwoną szminką ustach. Dziewczyna krzyżowała długie, opalone nogi z błyszczącymi szpilkami na stopach, jej postrzępionych, jeansowych spodni prawie nie było widać a odsłaniający brzuch top można by zakładać trzyletniej dziewczynce i byłby w sam raz jako bluzka. Muzyka huczała, migał stroboskop, a Yahiko właśnie skończył handlować kilkoma działkami amfetaminy z jakimś napakowanym facetem z tribalem na ramieniu. Zapowiadała się cudowna noc. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na ekran. Żadnej wiadomości, żadnej informacji o nieodebranym połączeniu, nic. Osuszyłem szklankę z whiskey do dna. Poczułem, jak narasta we mnie żal. Dlaczego nie było już tak, jak dawniej? Dlaczego, gdy na mnie patrzyła, widziałem strach? Odwracała się ode mnie, odsuwała, unikała jakiegokolwiek kontaktu ze mną, nie uśmiechała się, nie rozmawiała, nawet inaczej tańczyła. Ale przy Yodzie... Przy nim była całkiem inna, jakby wróciła ta Sahirah sprzed pół roku. Znudziłem jej się, więc teraz poluje na innego z przeciwnego gangu? Marzy jej się większe niebezpieczeństwo czy jak? Spojrzałem na dziewczynę w zielonym kostiumie i przez moment miałem wrażenie, że to ona. Uśmiechnąłem się od niej i przywołałem kelnerkę. Do diabła, jestem szefem jednego z dwóch największych gangów w Suna, połowa tego miasta należy do mnie, żadna kobieta nie będzie wprawiała mnie w taki podły nastrój, nawet Sahirah Orissa.
-Dwie butelki bacardi. I proszę powiedzieć tej dziewczynie - wskazałem na tancerkę- żeby dotrzymała nam towarzystwa.- wsunąłem w dłoń kelnerki gruby plik banknotów, a ta uśmiechnęła się promiennie.
-Natychmiast, proszę pana.- to mi się podobało. Zamówienie spełniono w ciągu kilku chwil, minutę później brunetka podeszła w naszą stronę leniwie kołysząc biodrami i patrząc na mnie spod oka. Byłem już tak wstawiony, że wydawało mi się, iż to moja Sah. Wyszeptała mi do ucha:
-Zatańczymy?- a mnie przeszedł po plecach dreszcz.
Kobiecie się nie odmawia, prawda? Wyszliśmy na parkiet, dobrze się ruszała, miała tak podobne ruchy do Sah... I te włosy... W pewnym momencie przyciągnąłem ją mocniej do siebie i pocałowałem. Objęła mnie za szyję i oddała pocałunek. Miała zapraszające, ciepłe wargi. Objąłem ją w talii i poczułem delikatną, miękką skórę.
-Wypijmy za nas.- zaproponowała, całując mnie w szyję. Zgodziłem się, dlaczego nie? Skoro Sahirah mogła flirtować z Yodą, to ja chyba miałem prawo napić się z tą dziewczyną.
-Jak masz na imię?- zapytałem, pochylając się nad nią znów.
-Negai. - odparła, uśmiechnąłem się. Modlitwa.
-Więc, skarbie, po dzisiejszej nocy będziesz się modliła, by mnie więcej nie spotkać.- powiedziałem i wyciągnąłem ją z parkietu do naszego stolika. Dokończyliśmy drugą butelkę bacardi, Hidan zaproponował kilka shoot'ów na co wszyscy się zgodziliśmy. Po trzecim Negai wyciągnęła mnie z sali do jakiegoś korytarza. Szedłem za nią po schodach na piętro odbijając się od ścian, znaleźliśmy się w korytarzu, otworzyła jakieś drzwi i weszliśmy do pomarańczowego pokoju z zaciągniętymi zasłonami, oświetlonego dwoma lampionami. Popchnęła mnie na łóżko w centralnej części pomieszczenia i włączyła cichą, spokojną muzykę. Świat się kręcił dookoła, było w porządku kiedy patrzyłem w sufit i myślałem, że właśnie tak może być ze mną i Sah. Ostatnie co pamiętam, to jej język, który był wszędzie. Później wszystko się rozmyło w muzyce i westchnieniach.
Kiedy obudziłem się kilka godzin później, uderzył mnie widok nieznanego pokoju i czyjeś ciało przytulające się do mojego prawego boku. Spojrzałem na dziewczynę i zobaczyłem burzę brązowych włosów. Sahirah. Odetchnąłem głęboko. Znów wyciągnęła mnie do jakiegoś hotelu? Jak przez mgłę wracały wspomnienia. Klub ze striptizem, zielony kostium... nie, to musiał być tylko sen, skoro Sah tutaj jest i chyba spędziliśmy ostatnią noc dość twórczo. Uśmiechnąłem się do siebie i pocałowałem dziewczynę w czubek głowy. Czyli wczorajsza kłótnia zażegnana i nie ma się czym martwić.
-Cześć skarbie, jak spałaś?- zapytałem, gdy się poruszyła.
-Wspaniale. - spojrzały na mnie niebieskie oczy z rozmazanym makijażem. Zamarłem. Dziewczyna się podniosła, spała w mojej koszuli i uśmiechała się do mnie zalotnie. Jezu, nie, to musiał być sen, przecież ja nie mogłem...
-Co ja tu robię?- zapytałem jak kretyn. Musiałem się upewnić, ale to przecież niemożliwe, żebym ja z nią...
-Och, myślałam, że pamiętasz choć kilka minut. Jeśli chcesz, mogę ci przypomnieć co robiliśmy.- przeciągnęła się prowokacyjnie. Usiadłem na łóżku i poszukałem reszty garderoby. Ubrałem się i wyciągnąłem papierosy. Dziewczyna, nawet nie pamiętałem jej imienia, wstała i zniknęła na moment w łazience. Paliłem jednego fajka za drugim i usilnie przypominałem sobie, co robiłem kilka godzin temu. Przyszliśmy do klubu, wypiliśmy parę drinków...
-Masz, wciągnij.
-Wypijemy za nas?
-Negai.
Chryste, nie! Uderzyłem pięścią w ścianę. Sahirah rozmawiała z Yodą. Byłem zły. Za dużo wypiłem, nigdy bym tego nie zrobił na trzeźwo!
~Sahirah, posłuchaj, to nic nie znaczyło. Ja nie wiedziałem co robię. Nie chciałem, nigdy bym cię nie skrzywdził ale wydawało mi się... myślałem, że ty już nic do mnie...~ próbowałem znaleźć jakąś wymówkę, usprawiedliwić się z tego, co zrobiłem, ale doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie było żadnych słów, mogących mnie z tego wyciągnąć. Zdradziłem Sahirah, przespałem się z tancerką z "Equilibrium", z dziwką której miałem teraz zapłacić jako kolejny klient. Co ja narobiłem?
Dziewczyna wyszła z łazienki i podeszła do mnie w ręczniku z mokrymi włosami. Była do niej podobna, do bólu, ale to nie była moja Tenshi.
-To co, powtórzymy kilka ostatnich ruchów?- wyszeptała mi do ucha.
-Nigdy mnie tu nie było, rozumiemy się?- zaciągnąłem się ostatnim papierosem i wyciągnąłem portfel. Położyłem na parapecie kilka setek i po namyśle postanowiłem, że koszulę wyrzucę. Nie miałem ochoty jej ubierać, nie zniósłbym myśli, że Sah patrzy na nią.
Dziewczyna ściągnęła brwi nic nie rozumiejąc.
-Nigdy mnie nie spotkałaś, nigdy razem nie spaliśmy, nigdy nawet o mnie nie słyszałaś, jasne?- bardziej stwierdziłem niż zapytałem, kiwnęła głową i zabrała pieniądze.
-Dobrze.- ubrałem na siebie kurtkę, a koszulę zmiąłem w dłoni i wyszedłem. Musiałem z kimś pogadać, musiałem znaleźć rozwiązanie z tej głupiej sytuacji i przede wszystkim, musiałem unikać Sahirah.
-Nagato? Chcę pogadać. Zrobiłem coś... czego nie przewidziałem. Spotkajmy się w "Eterze". - powiedziałem, gdy w końcu odebrał. Nie miałam pojęcia, która jest godzina i nie obchodziło mnie to. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę kręgielni. Ze zdziwieniem zauważyłem, że słońce zachodzi. Przespałem praktycznie dwanaście godzin. Nie miałem żadnej wiadomości od Tenshi, nie dzwoniła, na szczęście.
-No, to o co chodzi?- zapytał Rinnegan gdy już zaparkowałem pod budynkiem i wysiadłem z auta.
-Masz papierosy?- zapytałem bez wstępu.
-Ja też się cieszę, że cię widzę.- zadrwił, ale wyciągnął paczkę. Chyba się uzależniłem.
-Widzę, że to coś poważnego.- zaciągnęliśmy się obaj dymem.
-Pamiętasz, tą dziewczynę wczoraj z "Equilibrium"?
-Jasne, nieźle tańczyła. Co z nią?- zapytał, ale wyczułem w jego głosie napięcie. Podejrzewał co się stało.
-Zdradziłem z nią Sahirah.- wypaliłem, a Nagato wypuścił z dłoni papierosa i patrzył na mnie niewidzącym wzrokiem.
-Nie prawda. Nie wierzę.- pokręcił głową. Przespacerowałem się w tę i z powrotem po parkingu próbując się uspokoić.
-Sharingan... ty... ty nie mówisz poważnie.- spojrzałem na niego drwiąco. Tak, w sumie kłamałem, dlaczego nie? Chciałem sobie zażartować i akurat wybrałem taki rodzaj dowcipu. Logiczne. Czy on, do cholery, nic nie rozumie?
-Przespałem się z dziwką z "Equilibrium", nie nazwę tego dosadniej.- warknąłem.
-Masz przejebane. Jakim cudem? Ty? Przecież ty i Tenshi byliście... jesteście najbardziej zgrani ze wszystkich.
-Byłem wściekły. Na nią. Za dużo wypiłem, a później jeszcze ta cholerna amfa! Niech Deidarę szlag trafi, że mi to podsunął. Była taka podobna do Sahirah... myślałem, że to ona.
-No, tego lepiej nie mów jak będziesz się tłumaczył. Dostaniesz w pysk i skończy się Dzień Dziecka. Ale to żadna wymówka, wiesz o tym? Nic cię nie tłumaczy.- sprowadził mnie na ziemię.
-Co ja jej powiem, Nagato? Ona mnie zostawi, a ja nie mogę bez niej normalnie funkcjonować. W tym całym bagnie tylko ona mnie trzyma nad powierzchnią.
-No to się zdecyduj. Znając ją, gdy się o tym dowie, to cię rzuci. Ale jeśli jej nie powiesz, będziesz się męczył. No i ona na to nie zasłużyła, Itachi.
-Bez niej nie dam rady.- pokręciłem uparcie głową. Nagato popatrzył na mnie chłodno.
-Mamy robotę do wykonania. Nie możesz teraz nawalić. Z Sahirah czy bez, musimy się wywiązać. Później będziesz leczył złamane serce.- powiedział ostro. Miał rację, tylko co z tego, skoro bez niej nic nie miało sensu? A to, że mnie zostawi, było pewne. Sam bym się zostawił. Źle ją traktowałem, byłem zimny i nieczuły, a wczoraj uznałem, że to jej wina i poszedłem do łóżka z inną. Fantastycznie, Uchiha.
-Powiem jej za jakiś czas. Jeszcze nie teraz.- zdecydowałem, przyjaciel zmierzył mnie spojrzeniem.
-Zła decyzja. Powiesz, że się bałeś powiedzieć jej od razu i dlatego ją oszukiwałeś? Znów? Nie wydaje ci się, że ona ma tego naprawdę dość?
-Do kurwy, więc co mam zrobić? Jestem egoistą, wiem o tym. Ale jeśli to nie jest miłość, to chyba Bóg jest ślepy!- kilkoro ludzi odwróciło się w naszą stronę.
-Ja uważam, że powinieneś z nią pogadać już.
-Nie mam odwagi.- przyznałem.
-To ją znajdź. - parsknął zirytowany- Jesteście ze sobą półtorej roku, ona ma prawo wiedzieć, co robiłeś, nawet, jeśli ją zdradziłeś. Itachi, to, że ona cię zostawi, jest pewne. Tak będzie lepiej, będzie bezpieczna i będzie mogła poukładać sobie życie w innym świecie, w którym nie ma ciągłej groźby.- usłyszałem i przeszedł mnie zimny dreszcz. Odwróciłem głowę i zacisnąłem szczęki. Mogłem mówić, że się boję, że nie chcę, ale fakt był taki, że rozmowa z Sahirah była przymusem w tamtej sytuacji. Czułbym się podle oszukując ją. Gdybym ją całował... nie całowałbym jej, nie dotykał, bo miałbym w pamięci tą tancerkę i poczucie, że przez mój dotyk Sah będzie skażona. A Tenshi prędzej czy później zrozumiałaby, że coś jest nie tak. Pękało mi serce za każdym razem gdy musiałem ją od siebie odpychać, gdy traktowałem ją chłodno i nierzadko ignorowałem. Ale uważałem, że to było najlepsze co mogłem zrobić. Teraz wydawało mi się to głupie, wręcz idiotyczne. Jak mogłem chronić kobietę, którą kocham, dystansując się? Jak mogłem dbać o jej bezpieczeństwo dając jej poczucie, że nic dla mnie nie znaczy? Było za późno na rachunek sumienia, za późno na wszystko.
-Tak zrobię.- zgodziłem się i zadzwoniłem do Orissy. Odebrała po czterech sygnałach.
-Tak?- słyszałem radość w jej głosie, przez chwilę miałem wrażenie, że wszystko będzie w porządku. Przecież ona mnie kocha, mogliśmy wszystko naprawić, mogliśmy zrobić tak wiele rzeczy.
-Cześć. Chciałem z tobą pogadać.- powiedziałem przez zaciśnięte gardło.
-Och, przykro mi ale dzisiaj nie mam czasu. Może jutro? A o czym?- była tak słodko nieświadoma, miała wesoły głos którego dawno go nie słyszałem. Poczułem nagle, że muszę ją zobaczyć, muszę złapać ją za rękę i przytulić. Powiedzieć wszystko i błagać, żeby dała mi jeszcze jedną szansę. Sahirah by zrozumiała, ona zawsze rozumiała bez słów co chciałem powiedzieć. A może po prostu nie potrafiłem jej wyjaśnić, co czułem i myliłem to z całkowitym zrozumieniem?
-O... o nas, Tenshi. Chciałem pogadać o nas.- zacisnąłem zęby.
-Naprawdę?- zapytała nieśmiało, jakby się bała, że zmienię zdanie.
-Tak, ja muszę ci coś... kocham cię, Sahirah.- powiedziałem nagle. Chciałem jej to powtarzać cały czas, bez przerwy. Chciałem, żeby uwierzyła, że może nam się udać, że wszystko może być w porządku. Po drugiej stronie zaległa cisza.
-Itachi... czy wszystko w porządku?- zaniepokoiła się. Nie, nie jest w porządku, kurwa, zdradziłem cię właśnie i próbuję udawać, że jest dobrze. Wmówić sobie, że będziemy razem.
-Tak, po prostu musiałem ci o tym powiedzieć.
-To... dobrze. Muszę kończyć, spotkamy się jutro, okey? O piętnastej?
-Tak. Dobrze- zgodziłem się.
-To do zobaczenia. I Itachi?
-Tak, skarbie?
-Ja też cię kocham.- gdy to powiedziała, wziąłem głęboki haust powietrza, jakbym dopiero nauczył się oddychać, i uśmiechnąłem się. Rozłączyła się, a ja nadal się uśmiechałem. Kochała mnie i wybaczy mi. Może nie od razu, ale za jakiś czas na pewno. A kiedy to wszystko się skończy, zabiorę ją gdzieś na długie wakacje i zaproponuję, żebyśmy razem zamieszkali. Może w Konoha? Nagato pokręcił głową.
-Jestem ciekawy, co z tego wszystkiego wyjdzie.
-Chyba coś jest nie tak.- Sahirah odłożyła telefon i zmieniła bieg. Już prawie byłyśmy w Oto, po dwóch godzinach drogi.
-To znaczy?- zapytałam, patrząc na jej szeroki uśmiech.
-Powiedział, że mnie kocha. Pierwszy raz od... od bardzo długiego czasu.- usłyszałam i roześmiałam się wesoło.
-No to dlaczego mówisz, że coś jest nie tak?
-Bo to trochę dziwne. I chce ze mną porozmawiać. O nas. Chyba coś do niego dotarło.- wydawała się być zadowolona z siebie. Pokiwałam głową, faktycznie, może coś się zmieniło? Cieszyłam się razem z nią, nie widziałam jeszcze, żeby co chwila nerwowo chichotała i mruczała coś sama do siebie.
-Wiesz, to takie dziwne uczucie. Zupełnie, jakbym od nowa się zakochała.- wyjaśniła mi i przyśpieszyła.
-Co się teraz stało?-zapytałam ze śmiechem.
-Im szybciej dojedziemy, tym szybciej wrócimy. Zrobię mu niespodziankę i przyjadę do niego. Porozmawiamy i wszystko będzie dobrze. - postanowiła z uśmiechem.
Ależ dramat co? Powiem szczerze, zdrada Itachiego na początku nawet nie była w moim zamyśle, ale tak to jest. Pomysły przychodzą w trakcie pisania. Mam nadzieję, że kogoś to zainteresowało. I nie schodźcie na atak serca, to nie wszystko co mam w rękawie. Do usłyszenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz