wtorek, 8 kwietnia 2014

VIII. "Nie rozumiem słów, którymi mówią do mnie inni"

Zastanawiam się, ale tak poważnie teraz, bez ściemy, czy nie napisać jakiegoś specialla. W sensie taki wątek poboczny. Hmm... może na ten przykład... Konan&Yahiko? Albo początek Sahirah&Itachi? Albo... ma ktoś jakiś pomysł? Bo tak się skłaniam, tylko jeszcze konkretnie nie wiem o czym chcielibyście przeczytać (raczej "chciałybyście", nie oszukujmy się). Albo może o Sahirah i Hidanie, w sensie nie że paring tylko przyjaźń i w ogóle. Dobra, wiem co powiecie, Radhika zastanów ty się nad sensem swojego życia i znajdź sobie hobby. Okey, sorry, już nie będę. Na czym to ja skończyłam? A tak, Sasuke atakuje jakiegoś nieznajomego...

Udawał zrelaksowanego ale pod maską cynizmu kotłowały się uczucia. Jakim prawem Itachi włączył Sakurę do Akatsuki? Co planował? Gdzie, do cholery, był? Sasuke ubrał kurtkę i otworzył drzwi. Pieprzyć to wszystko. Sakura nie była w Suna, więc nie była bezpieczna, a skoro tak się stawiała sprawa, to nie miał innego wyjścia jak tylko zadbać o jej bezpieczeństwo.
-Wybierasz się gdzieś? - otworzył szeroko oczy i spojrzał na mężczyznę stojącego w drzwiach. W jednej chwili wszystkie uczucia skumulowały się i sprawiły, że w odruchu zacisnął prawą dłoń w pięść i wymierzył prosto w twarz mężczyzny.
~Sukinsyn!~ pomyślał Uchiha, gdy jego cios został sparowany jednym, szybkim ruchem. To wystarczyło, by czarnowłosy uspokoił się, przynajmniej pozornie, i spróbował przeanalizować całą sytuację na chłodno. Bądź co bądź, Itachi nigdy nie zrobiłby nieprzemyślanego ruchu, nawet teraz.
-Sądząc po twoim zachowaniu, rozmawiałeś z Sakurą. - ponownie zabrzmiał wyprany z emocji głos. Sasuke cofnął się, dając tym samym znać, że gość może wejść. Z cichym westchnieniem zamknął drzwi i zdjął kurtkę.
-Chyba zbędne będzie pytanie, czy ktoś cię śledził. - powiedział, przyglądając się, jak drugi mężczyzna staje przy oknie i zapala papierosa.
-Owszem.
-Dlaczego to zrobiłeś, Itachi? - zapytał ostrym tonem młodszy z braci. Sharingan westchnął cicho i przeczesał palcami włosy. 
-Nie wydaje ci się, że to było najlepsze?- padła odpowiedź. Sasuke zacisnął gniewnie zęby. I co jeszcze? Trzeba było w ogóle przyjąć ją do gangu i pozwolić, by handlowała prochami. Albo nie, od razu niech zajmie się profesją Hidana i Kakuzu, handel żywym towarem i zabójstwa na zlecenie.
-Chyba mamy dwa różne pojęcia na temat "bezpieczeństwa". - prychnął i usiadł na kanapie, patrząc na plecy starszego brata. Itachi milczał przez dłuższą chwilę, zaciągał się dymem i objął spojrzeniem czarnych oczu Konoha. Tu się wychował, tu dorastał, tu wszystkiego się nauczył i stąd uciekł. Opuścił głowę pod ciężarem wspomnień, kochał to miasto, chciał tu wrócić w przyszłości, z Sahi... nie. Ona już nie należała do jego przyszłości.
-Nie jest głupia, prędzej czy później pojęłaby, że coś jest nie tak. A poza tym, wydawało mi się lepszą opcją, by wiedziała, czego może się spodziewać. Zawsze lepiej jest mieć świadomość. - odparł cicho. Sasuke ściągnął brwi w zamyśleniu, z jego bratem było coś nie tak. Itachi był spokojny i opanowany, ale nigdy nie reprezentował sobą przegranej postawy. A teraz sprawiał wrażenie zrezygnowanego, jakby wydarzyło się coś, co sprawiło, że nie miał siły żyć. Zupełnie, jakby...
-Itachi, gdzie jest Sahirah? - zapytał martwym głosem Sasuke i, gdy tylko przebrzmiało to pytanie, zrozumiał, że trafił w sedno. Itachi błyskawicznie odwrócił się do niego, a w jego oczach malowała się rozpacz. Młodszy Uchiha otworzył szeroko oczy i zbladł.
-Ona...ona nie...?-nie był w stanie dokończyć pytania. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby wypowiedział na głos te straszne słowa i otrzymał twierdzącą odpowiedź, coś by w nim pękło. Złość i rozdrażnienie po rozmowie z Sakurą, tylko pozornie, ukryły się i wyczekiwały odpowiedniego momentu by powrócić ze zdwojoną siłą i wybuchnąć, niszcząc wszystko dookoła.
Itachi podszedł i usiadł ciężko na kanapie, miał cienie pod oczami i zmęczony wyraz twarzy, ale uśmiechnął się uspokajająco.
-Żyje. Ale jest w szpitalu, śpi. - powiedział po prostu.
-Jak to: śpi? - drążył młodszy.
-Zapadła w śpiączkę. - wyjaśnił uprzejmie Itachi. Sasuke spojrzał na niego jak na idiotę. Tak, domyślił się już, że Sahirah jest w śpiączce, ale dlaczego? Nie omieszkał sprostować pytania. Sharingan ponownie westchnął i zgasił niedopałek w popielniczce na stole, pomiędzy braćmi.
-Masz kawę? Jestem cholernie zmęczony, a muszę jeszcze coś załatwić. - po dziesięciu minutach dostał spory kubek z mocną, czarną kawą bez cukru. Nie jadł od dwóch dni, w ciągu których tylko pił kawę lub zwykłą wodę. Jego organizm nie był w stanie przyswoić jakiegokolwiek pożywienia, zresztą, nie było na to czasu. Miał za dużo na głowie by przejmować się jedzeniem. Jednym haustem opróżnił do połowy naczynie. Sasuke przyjrzał się temu bez słowa, jedynie uniesione brwi były dowodem jego zaskoczenia. No, no, czyżby braciszek miał coś na sumieniu i świadczyło o tym nadmierne zapotrzebowanie na kofeinę?
-Sprawa przedstawia się banalnie, czyli wyszedłem na większego durnia, niż przewiduje ustawa. - odetchnął głęboko, czując się o wiele lepiej. - Zrobiliśmy wyścig. Do mety dojechałem ja i Yoda. Był remis, ale ona postanowiła zrobić mi na złość, podeszła do niego, a on bez zaproszenia zgodził się grać w jej grę. Zaproponował jej przyjazd do Oto, na kolejny wyścig. Zgodziła się i wciągnęła w to Sakurę. - w tym momencie Sasuke wyprostował się i spojrzał na brata chłodno - Ale Haruno nie jest głupia. Chyba próbowała wyperswadować jej to, tylko że znasz ją. Im bardziej niebezpiecznie, tym lepiej. Zabawne, że teraz mam o to pretensje skoro wiedziałem, że między innymi to ją do mnie przyciąga. - zaśmiał się cicho i poprawił na kanapie. Zdawał się być całkiem zrelaksowany. -W każdym razie, pojechały do Oto, Yoda kazał je zgarnąć w drodze powrotnej, gdy okazało się, że wyścig odwołany. Moim zdaniem żadnego wyścigu nie było, a informator był podstawiony, ale to tylko domysły. Nasza wtyczka, Naoki, miał dobre kontakty z Yodą, więc zabrał Sakurę i wywiózł z Oto, później przejął ją Gaara, któremu kazałem ją odwieźć do Suna. Yahiko zadzwonił po resztę ludzi, bo na miejscu był Wąż, nie chcieliśmy ryzykować. Ale on najwyraźniej nie zamierzał się w to mieszać, bo kiedy wpadliśmy do hotelu w którym ją przetrzymywali, było ich zaledwie dwudziestu. Ja wszedłem pierwszy, Yoda chciał mnie zabić od razu, jak głupi podszedłem do niego z tym samym zamiarem. Wymierzył mi w głowę, nie było czasu żeby się uchylić czy zrobić to samo. - zrobił pauzę, jakby zbierał myśli, po chwili syknął wściekle i podjął temat. - I nagle, jak spod ziemi, pojawiła się ona i mnie zasłoniła. Kula trafiła obok serca, miała szczęście.- skwitował ponuro Itachi, a Sasuke poderwał się z miejsca.
-Mówisz, jakby nic dla ciebie nie znaczyła! Jakbyś zwyczajnie przestał czuć cokolwiek! Uratowała cię! - zawołał, nie rozumiejąc, dlaczego starszy brat traktuje całą sprawę tak lekko. -Była kolejną zabawką Sharingana?! - zanim wypowiedział tą kwestię, Itachi wstał z kanapy i złapał go prawą dłonią za kołnierz czarnej koszuli. W oczach miał czyste szaleństwo, jakby był gotowy zabić brata za jego słowa. Sasuke poczuł zimną falę strachu, nie powinien był tego mówić. Po chwili wyraz twarzy Itachiego złagodniał, rozluźnił uścisk i usiadł z powrotem na miejsce.
-Zabraliśmy Yodę, Sasori był lekko postrzelony, ale wyjdzie z tego. Yahiko i Nagato zajęli się nim, Sakura chyba trochę się martwiła, nie chciałem, żeby dowiedziała się o niej ale nie było wyjścia, zwłaszcza, że naprawdę się zaprzyjaźniły. - uśmiechnął się delikatnie. Sasuke usiadł znów na przeciwko brata, ze splecionymi palcami, próbował opanować ich drżenie.
-Wiem, mówiła mi.- powiedział.
-Mhm. Pojechaliśmy do Oto, okazało się, że leży w śpiączce. Czekam, minął prawie tydzień i wciąż nie ma informacji, że się wybudziła.
-Nie powiedziałeś mi wszystkiego. Dlaczego Sahirah chciała zrobić ci na złość? - zapytał rzeczowo Sasuke. Itachi spojrzał na niego badawczo i kiwnął głową.
-Pokłóciliśmy się wcześniej. - stwierdził zgodnie z prawdą. Młodszy brat wpatrywał się w niego z natężeniem i po chwili zacisnął wargi. Było coś jeszcze. Na pewno.
-To wszystko? - zapytał po chwili. Zapadła cisza, która wystarczyła za odpowiedź. Itachi coś ukrywał. Jakby na potwierdzenie tych słów, starszy Uchiha odwrócił głowę, nie mogąc znieść braterskiego spojrzenia. Coś go dręczyło. I to coś musiało mieć podstawę...
-Itachi, dlaczego nie zabiłeś Yody w tym hotelu, tylko zabrałeś ze sobą? - zapytał po chwili Sasuke. Itachi oparł się o pluszowe obicie i spojrzał w sufit. Po chwili dopił wciąż gorącą kawę i odstawił kubek na stół. Chwila wahania i ponownie sięgnął po papierosy. Sasuke zmrużył lekko powieki, jego brat musiał mieć sporo na sumieniu, wygląda, jakby nie spał od tygodnia, bez skrzywienia pije cholernie mocną kawę, której nigdy nie lubił, i na dodatek pali co piętnaście minut.
-Zabrałem go do Suna. - powiedział dziwnym, stalowym głosem. Wypluwał z siebie słowa jak maszyna. - Zawiozłem do jednej z hal na obrzeżach, odbywa się w nich produkcja plandek, szyldów i banerów. Wyobraź sobie, jakim operują sprzętem. A kiedy wracaliśmy z Oto, zadzwoniłem do starego znajomego, by podrzucił tam kilka rzeczy, jest chirurgiem. Nie będę opisywał, co zrobiłem z Yodą. Ja poczułem się lepiej, choć nie na tyle, by o wszystkim zapomnieć. - spojrzał na brata i uprzedził jego pytanie. - Nie żyje.
-Dlaczego?
-A jak myślisz, dlaczego posunąłem się do wypatroszenia drugiego człowieka? - zapytał z zimnym uśmiechem, który sprawił, że po plecach Sasuke przebiegł zimny dreszcz.
~Właśnie dlatego nigdy nie chciałem mieć w nim wroga.~ pomyślał, a po chwili oświeciło go, choć w negatywny sposób. Jedyną rzeczą, jaka sprowokowałaby Itachiego Uchiha do brutalnego mordu poprzedzonego pastwieniem się nad człowiekiem...
-Więc ją zgwałcił? - zapytał szeptem i otworzył oczy szeroko. Itachi przypatrywał mu się przez chwilę spojrzeniem bez wyrazu, po czym powoli kiwnął głową, potwierdzając informację. Sasuke poszarzał na twarzy, nie miał pojęcia co czuł brat, ale gdyby on... gdyby Sakura...
-Jeszcze coś. - zaświtała mu w głowie kolejna myśl - Dlaczego nie wypowiadasz jej imienia?
-Nie wiem.- brzmiała odpowiedź.
-Co to znaczy?
-To znaczy, Sasuke, że przed feralnym wypadem do Oto, zdradziłem Sahirah. - Itachi dosadnie przedstawił swoją pozycję a jego brat zamarł z szeroko otwartymi oczami. Przez pierwszych trzydzieści sekund w ogóle nie rozumiał tego, co usłyszał. Słowa Sharingana odbijały się echem w jego głowie, ale nie pojmował ich znaczenia. To nie mogło dziać się naprawdę, to wszystko nie miało prawa bytu. Sahirah postrzelona... Yoda... Itachi... Poczuł, jakby ktoś uderzył go w splot słoneczny, przez chwilę nie mógł złapać oddechu, wydawało mu się, że sytuacja go przerasta, że sobie nie poradzi.
-Sasuke... - spokojny głos brata sprowadził go na ziemię, ich spojrzenia skrzyżowały się. - Uspokój się. To wszystko jest wynikiem pewnych działań, które podjęliśmy i teraz nie możemy tego cofnąć. To już się stało, nic z tym nie zrobimy. - powiedział dobitnie.
-Itachi, przecież Sahirah... - próbował oponować, ale urwał w połowie zdania, widząc, jak rysy twarzy brata wykrzywił ból.
-Nie rozmawiajmy o tym. Zawiodłem ją. Koniec tematu. - miał chłodny, obojętny głos. Jak ojciec, gdy mówił o kolejnych sprawach które prowadził. Sasuke nie mógł pogodzić się z decyzją brata, ale na razie nie chciał drążyć tematu, nic by nie wskórał, musieli skupić się na misji i zakończyć ją sukcesem. Później będzie czas na odbudowywanie więzi z przeszłości. Młodszy Uchiha nie rozumiał jeszcze, że to, co raz utracone, ciężko jest odzyskać, a nawet jeśli się uda, to nigdy nie będzie to tym samym, co wcześniej.
-Muszę iść, wrócę niedługo. -Itachi podniósł się nagle i znów wcisnął niedopałek do popielniczki w kształcie czaszki.
-Co z Sakurą? Dlaczego nie ma jej w Suna? - zapytał szybko Uchiha, chcąc pozyskać jakiekolwiek informacje o różowowłosej.
-Teraz nie będzie tam bezpiecznie, przez jakiś czas. Ale chyba nie o to konkretnie chciałeś zapytać? - czarne oczy błysnęły z rozbawieniem na kilka chwil. Sasuke zaśmiał się cicho, brat zawsze potrafił go rozszyfrować.
-Nie, nie o to. Kim jest Gaara?
-On i jego starszy brat, Kankurou, są w Akatsuki. Ufamy im. Nie martw się, nic jej nie grozi, ani ze strony Hangetsu, ani ze strony Gaary. Gdy wszystko się rozwiąże, zabierzemy ją do Suna.
-Wolałbym, żeby wróciła do Konoha. - powiedział ostrożnie Sasuke. Itachi przetarł dłonią twarz.
-Wiesz, że tam ma rodzinę, tutaj miałaby tylko ciebie, jeśli w ogóle.
-Itachi... - syknął zirytowany brat, ale spojrzenie starszego Uchiha sprawiło, że zamilkł.
-Znam cię, Sasuke. I znam trochę Sakurę. Za wcześnie, byś powiedział, że na pewno z nią będziesz, lub że nie wydarzy się nic, co mogłoby zepsuć waszą znajomość. Ja też nie mogłem tego powiedzieć. - westchnął zmęczony i skierował się w stronę drzwi.
-Wracam niedługo, podam ci nowe instrukcje. Chyba nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli u ciebie przenocuję? - pytanie było retoryczne i obaj zdawali sobie z tego sprawę.
-Zamówię jakieś żarcie na wynos. - uśmiechnął się pod nosem młodszy brat. Zupełnie, jak dwa lata temu, nim Itachi wyjechał z Konoha. Wszystko było wtedy proste, nieskomplikowane, beztroskie. Mając brata obok siebie, czuł, że ten ochroni go przed wszystkim. I nagle, po kolejnej kłótni z ojcem, Itachi oświadczył, że wyjeżdża. Gdyby obaj potrafili sobie wybaczyć, zapewne dzisiaj sytuacja wyglądałaby całkiem inaczej. Ale, jak powiedział Itachi, to już się stało i nic się nie zmieni.

Sharingan był zmęczony i dopiero teraz, siedząc w samochodzie i mijając kolejne ulice, zdał sobie z tego sprawę w pełni. Miał dość wszystkiego, dość ukrywania się, wykonywania poleceń, udawania. Ale z drugiej strony, co innego mu pozostało? Jak tylko Sahirah się wybudzi, będzie musiał wyznać prawdę i pozwolić, by zniknęła z jego życia. Uchiha zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, że pobielały mu knykcie. Nie planował tego w ten sposób. W ogóle nie planował, że on i Sahirah będą razem! Tak, na początku traktował to jak zabawę. Nie, nie zamierzał się z nią wiązać, ale wszystko szlag trafiał za każdym razem, gdy na niego spojrzała. Zakochał się. I to trwało już półtorej roku.
Uchiha spojrzał we wsteczne lusterko i widząc spojrzenie zimnych, czarnych oczu, zaklął siarczyście.
-Spieprzyłeś życie jedynej kobiecie, z którą chciałeś być. Oto nagroda za twoje kłamstwa. - zaśmiał się po chwili ironicznie do samego siebie. Był w tak podłym nastroju, że ktokolwiek odważyłby się go teraz choćby zaczepić, byłby martwy w ciągu kolejnych pięciu minut. W umyśle Itachiego rozpoczęła się praca idealnie skonstruowanej maszyny, która wkroczyła w tryb "Wykonać za wszelką cenę." Mózg pracował na najwyższych obrotach, chłodno kalkulując i ważąc zdobyte informacje, przewidując działania i ich konsekwencje, rozważając wszelkie sytuacje i możliwości. Skutek miał być jeden - zakończenie misji sukcesem, by Akatsuki mogło dalej egzystować w Suna bez niepotrzebnych wrogów. On miał o to zadbać i zrobi to z cholerną, chirurgiczną precyzją.

Sasuke siedział w ciszy i bezmyślnie wpatrywał się w popielniczkę. Niecierpliwym ruchem przeczesał czarne włosy i spojrzał w górę, na biały sufit. Musiał skupić się na swoim zadaniu, które z dnia na dzień robiło się trudniejsze do wykonania. Jeszcze dzisiejsze zabójstwo Kidomaru... Wąż już pewnie o tym wie i zamierza go rozliczyć przy kolejnym spotkaniu. Nikt nie jest na tyle głupi, by wierzyć w jedną i tę samą śpiewkę. Tym bardziej szef, który nie został jednym z najbardziej liczących się bossów w półświatku dlatego, że dawał się wodzić innym za nos. To raczej on prowadził wszystkich w Konoha na smyczy. Sasuke wciągnął powietrze przez zęby z cichym świstem, jakby chciał zagłuszyć nieprzyjemną myśl. Jego umysł wcale nie zamierzał z nim współpracować, wolał pomyśleć, co zrobi, gdy to wszystko się skończy i znów spotka się z Sakurą. Myśl, że mogło mu zależeć na jakiejś dziewczynie, była dziwna, kiedyś. Teraz traktował to jako część siebie, jak coś naturalnego. Musiał się o nią troszczyć i chronić, była najważniejsza. Tylko dlaczego? Znał wiele dziewczyn dłużej niż ją, a mimo to żadna z nich nie wpływała na niego w taki sposób. Był Uchiha, zamkniętym w sobie, chamskim, aroganckim, nie liczącym się z nikim facetem. Itachi też kiedyś taki był. I co? Trafił na zołzowatą Sahirah która sprowadziła go do pionu. A on się nie opierał, nawet więcej, sam chciał, żeby to zrobiła. Wtedy nabijał się z brata podczas każdej rozmowy telefonicznej, dzisiaj nie był taki pewny swoich słów sprzed trzech miesięcy. A wszystko dlatego, że pojawiła się Sakura PiramidaBaleron Haruno. Zaśmiał się pod nosem na wspomnienie skonsternowanej miny różowowłosej, gdy wypowiadała to "trudne" słowo. Wolałby, żeby siedziała obok niego, dogryzała mu, prowokowała, zadawała głupie pytania w stylu "Na cholerę chodzisz do szkoły jak masz tyle pieniędzy? Ja to bym już dawno wyemigrowała do ciepłych krajów. Jakaś Tunezja, czy coś.". Gdyby tylko mógł ją zobaczyć po odwróceniu się w lewą stronę. Takie uczucie teraz miał Itachi? Jakby drzazga wbiła mu się w serce i rosła powoli do monstrualnych rozmiarów, sprawiając niewyobrażalny, dławiący ból i potęgując uczucie samotności, i ponownie zmniejszała się, pozwalała zrosnąć się ranom po czym bezlitośnie atakowała. Ale Sakura była bezpieczna. Pod opieką jakiegoś Gaary, w porządku, ale bezpieczna. Tymczasem Sahirah leżała w szpitalu i, sądząc po minie Itachiego, nie było z nią najlepiej. Fakt, że zapadła w śpiączkę wcale nie poprawiał nastroju. Orissa była jego przyjaciółką i przeżywał jej "wypadek" na swój sposób, ale doskonale wiedział, że to, co on czuł, a to, co wypalało od środka Itachiego, było nieporównywalnie mniejsze.
 Z zamyślenia wybudziło go skrzypnięcie drzwi. Odwrócił się w stronę przedpokoju i zobaczył brata z niezdrowo błyszczącymi oczami.
-A ty co? - zapytał zaniepokojony, patrząc, jak starszy brat siada obok niego i bierze pierwsze pudełko z ciepłym jeszcze jedzeniem.
-Chyba jedyna dobra wiadomość dzisiaj. Zaczynamy akcję. - powiedział i pochłonął pierwszą porcję ryżu. Sasuke uśmiechnął się pod nosem, faktycznie dobra wiadomość. Po czwartym pudełku ryżu, warzyw, kawałków ryby i makaronu rozdzwonił się telefon Itachiego. Czarnowłosy rzucił okiem na wyświetlacz i szybko przełknął to, co miał w ustach. Wyprostował się i zwilżył wargi językiem po czym odebrał telefon.
-Tak. Za kilka dni. Nie, po prostu myślałem, że dzwonisz w sprawie... - nagle mężczyzna otworzył szeroko oczy i zacisnął zęby. - Mówisz poważnie? Nie, coś wymyślę. Zbieraj ludzi i za trzy dni stawcie się w Konoha. Dam jeszcze znać. - rozłączył się i odłożył telefon na blat stołu po czym oparł łokcie na kolanach, a splecione dłonie przyłożył na wysokość nosa.
-To Yahiko? - zapytał Sasuke po chwili, znając odpowiedź. Starszy brat milczał, zdawał się intensywnie nad czymś myśleć, po chwili lekko opuścił głowę. Znak, że podjął nieodwołalną decyzję.
-Miałbym do ciebie prośbę, Sasuke.
Pięć minut później młodszy Uchiha patrzył na brata jak na kosmitę. Oszalał. Do szczętu oszalał i jeszcze chce go wciągnąć w swoje szaleństwo. Już, już otwierał usta by coś powiedzieć, ale Itachi zgasił go spojrzeniem.
-To najlepsze rozwiązanie sytuacji. Albo ty mi pomożesz, albo nie. I tak zrobię po swojemu.
-Ja uważam, że zrobiłeś się strasznie despotyczny. Kierowanie gangiem to jedno, ale decydowanie o cudzym życiu w takim stopniu, to coś zupełnie innego.
-Sasuke... - westchnął zmęczony Itachi. - Jestem Sharingan z Akatsuki, codziennie decyduję o cudzym życiu i z zasady robię to na niekorzyść jego właściciela. Nie próbuj prawić mi kazań, ja jestem od tego. To, co powiedziałem, stanie się. Tak będzie najlepiej. - powtórzył a Sasuke odwrócił głowę w drugą stronę, zirytowany postawą i słowami brata. Jasne, najlepiej. Najlepiej dla kogo?
-Niech będzie. Ale ty się będziesz z tego tłumaczył. Ja będę dobrym bratem, który pomaga. Ty będziesz podłym, zakłamanym sukinsynem. Odpowiada mi to.
-Mnie także, zwłaszcza, że gramy w to już od dłuższego czasu. Późno już, a ja nie śpię od ponad czterdziestu ośmiu godzin.- dodał, patrząc na brata porozumiewawczo. Sasuke wstał i skierował do swojej sypialni, rzucając krótkie "No to do jutra".

Itachi otworzył oczy, słysząc syk gorącego oleju i bulgot gotującej się w czajniku wody. Przez chwilę rozglądał się dookoła i rozpoznał swój dawny pokój. Był w Konoha? Na krótki moment pojawiła się nadzieja, że ostatnie dwa lata były snem, że nigdy nie wyjechał z rodzinnego miasta, a Sahirah z nim nie była. Mógł to naprawić... mógł... 
Drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich Sasuke w samych dżinsach. Jego widok przegnał precz szczęśliwą myśl, brat nie miał szesnastu lat, ale osiemnaście, nie miał też spojrzenia nieświadomego dzieciaka, ale mężczyzny, który widział już zbyt wiele. Wszystko wróciło, hotel, Oto, odgłos wystrzału, krzyk i pełne ulgi spojrzenie Orissy, że zdołała na czas zasłonić go przed kulą. Itachi zagryzł wargi, nie czując, jak po chwili cienka stróżka krwi cieknie ze zranionych ust. Gdyby mógł to wszystko odwrócić, gdyby mógł się cofnąć przynajmniej miesiąc wstecz, zmieniłby wszystko. Widział wyraźnie wszystkie błędy, które popełnił, a pierwszym z nich było związanie się z Tenshi. Wydał na nią wyrok już w dniu, w którym pierwszy raz zawiózł ją na Plac Główny, choć zrobił to nieświadomie. Ale to go nie usprawiedliwia. Poczucie samotności i beznadziei było tak przytłaczające, że miał ochotę leżeć do końca życia w łóżku, w tym pokoju, i płakać po tym, co stracił. 
-Wstajesz? Śniadanie zrobiłem. - rzucił od niechcenia młodszy i zniknął w głębi domu, zostawiając otwarte drzwi. Itachi wziął kilka głębokich wdechów, zamykając uczucie pustki i straty w najgłębszej części swojego umysłu, gdyby dłużej się nad tym zastanawiał, po prostu by oszalał. Podniósł się, odrzucił kołdrę na bok i opuścił nogi na podłogę. Spojrzał na poduszkę noszącą płytkie wgniecenie i zaatakowały wspomnienia. Tutaj przywiózł Sahirah po strzelaninie w "Dragonie", była tak roztrzęsiona, że potrafiła mówić tylko "tak" i "nie". Uśmiechnął się do siebie, pamiętając, że wtedy, pierwszy raz, dobrowolnie, zbliżyła się do niego i przytuliła. A później leżeli w tym łóżku całą noc, ona słuchała jego opowieści o tym, kim był. Nie pojmował, dlaczego wtedy wyjawił jej wszystko, no, prawie, pominął kilka szczegółów dla jej bezpieczeństwa, ale od tamtego dnia wiedziała o nim więcej, niż ktokolwiek inny. Już wtedy ją kochał? Uchiha westchnął głęboko, tak, chyba już wtedy. Usłyszał przytłumiony dźwięk telefonu i wyciągnął urządzenie spod poduszki. Yahiko?
-Co jest? - zapytał, ziewając.
-Sharingan... lepiej usiądź i zawołaj Sasuke. - powiedział cichy głos po drugiej stronie, to była Konan. Zdziwił się, słysząc jej głos, coś się stało Yahiko? I co to była za prośba? Posłusznie zawołał brata, który ze zniecierpliwioną miną stanął w progu pokoju, domagając się wzrokiem wyjaśnień.
-Siedzę, mów. - rzucił krótko.
-Wczoraj dzwonił do ciebie Yahiko, z pewnością podjąłeś już jakieś kroki dotyczące Tenshi, ale musisz... - załamał jej się głos, Itachi ściągnął brwi i napiął mięśnie, jakby oczekiwał fizycznego ciosu. Cokolwiek miała powiedzieć teraz Konan, miało być poważne, sądząc po tonie jej głosu. -... posłuchaj, Tenshi jest... Boże, Itachi... - załkała spazmatycznie przez telefon, a Uchiha podniósł się natychmiast z łóżka i otworzył szeroko oczy, wpatrując się w martwy punkt na ścianie. Spodziewał się najgorszej wiadomości, ale dopóki Kami... musiał się mylić! 
-Konan... - wyszeptał pobielałymi wargami. Sasuke zbliżył się do niego ze ściągniętymi brwiami, obaj oddychali płytko, młodszy brat podświadomie wyczuł, że stało się coś złego. Po drugiej stronie dziewczyna wzięła wdech, starając się uspokoić i zaczęła zachrypniętym od płaczu głosem.
-Itachi, Sahirah dzisiaj w nocy... Sahirah odeszła. Ona nie... - reszty nie słyszał, telefon wypadł mu z dłoni i uderzył o podłogę. Bateria wypadła, połączenie zostało przerwane.
~Sahirah odeszła... Sahirah... odeszła... Sahirah... ~ tłukło mu się w głowie echem. Co to znaczy: odeszła? Wyjechała z Suna? Uciekła? Zostawiła go samego? Zastanawiał się, nie chcąc zrozumieć, o czym mówiła Konan, lecz wszystkie próby własnej interpretacji ignorował umysł, przebijając się przez cienką warstwę nadziei z mocnymi słowami: Sahirah Orissa nie żyje. Itachi pokręcił głową z niedowierzaniem, miał uczucie, jakby ziemia osuwała mu się spod nóg, a świat wirował w szaleńczym tempie.
-Moja Tenshi... - spojrzał na Sasuke pustymi oczami, nadal nie rozumiejąc tego, co usłyszał. 

Nie żyje...

Pustka. Czysta, bezdenna pustka której nigdy niczym nie wypełni. Czuł, że spada, spada w głęboki dół, światło słońca i błękit nieba odchodziły w dal. Nie mógł się ruszać, nie mógł nawet oddychać, zaczął się dusić. Widział, że Sasuke coś mówi, ale nie rozumiał słów. Nie poznawał twarzy brata, nie wiedział, gdzie był i dlaczego. 

Nie żyje...

Nie było niczego poza nieprzenikniona pustką w sercu, które nagle zniknęło. I wtedy poczuł, jakby do jego wnętrza wylano ropę i podpalono ją. Płonęło wszystko i trawiło każdą komórkę, każdy nerw, sprawiając, że jego ciało wiło się w powolnej agonii, rozpaczliwie domagając się zakończenia całego procesu. Dlaczego tak bolało? Co się stało? Chyba coś z Tenshi, bo jeszcze nigdy się tak nie czuł. Gdzie ona była? Dlaczego nie ma jej z nim?

Nie żyje...

Sahirah? Gdzie jest Sahirah? Niech przestanie tak boleć, niech ktoś zabierze ten ból albo go zabije. Świadomość braku Orissy, ponownie, przewierciła jego mózg jak śruba, i rozrywała każdą logiczną myśl na strzępy. Serce zaczęło się rozdzielać na kilka części, a te na mniejsze i jeszcze mniejsze, za każdym razem sprawiając niewyobrażalny ból.

Nie żyje...

 Itachi upadł na kolana i pochylił głowę, mając na twarzy nadal wyraz bezbrzeżnego zdumienia. Mgła w umyśle zaczęła się przerzedzać, zobaczył brązowe, wijące się włosy, mignęły radosne, zielone oczy. Jego Sahirah... mówiła coś, wołała do niego, ale jej głos został zagłuszony przez kogoś innego. Przez głos, który znał, ale nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należał.
-To ja wygrałem, Itachi. - Yoda. To był Yoda. Ale on nie żył, Itachi go zabił, więc dlaczego? Jak?
-Kurwa, Itachi! Co się dzieje?! - kolejny znajomy głos przebił się przez wspomnienia i ciszę. Uchiha z wysiłkiem podniósł głowę i zobaczył parę czarnych oczu wypełnionych troską i paniką, to był Sasuke. Tak, to na pewno on. Ale dlaczego krzyczy? Wargi Itachiego ułożyły się, wypowiadając słowa, których nie rozumiał.
-Sahirah odeszła. Zostawiła mnie. - dopiero, gdy to wypowiedział, zrozumiał, co się naprawdę stało. Sasuke opuścił głowę i zacisnął zęby.
-To twoja wina, ty ją zabiłeś, Itachi. - powiedział szeptem młodszy, nie patrząc na brata. Sharingan zamrugał kilkakrotnie powiekami, jakby pierwszy raz widział czarnowłosego chłopaka stojącego przed nim. Tak, miał rację. Sahirah nie żyje przez niego. A skoro ona nie żyje, to on też nie powinien. Musi odejść, pójść za nią, znaleźć ją bo inaczej oszaleje. Itachi wstał i wziął z szafki obok łóżka Berettę. Odbezpieczając ją, nie czuł zwątpienia, nie przeszedł go dreszcz niepewności. Doskonale wiedział, że tak będzie najlepiej, bo znów ją spotka i już nie pozwoli jej odejść. Uśmiechnął się do siebie i przyłożył lufę do skroni. Przyjemny chłód metalu uspokoił myśli w których była tylko ona. Yahiko zajmie się wszystkim, doprowadzi całą akcję do końca, Itachi może być spokojny. 
Pociągnął za spust, usłyszał krótki szum, ale niczego nie poczuł. Nie zdziwił się, ani nie zmartwił, tak naprawdę umarł po usłyszeniu, że Sah już nie ma. To była śmierć, bolesna, rozrywająca, ale to, co przeżył teraz... nie, po prostu odpływał w niebyt, zachciało mu się spać, był bardzo zmęczony. Znów się uśmiechnął.
~Sahirah, zaraz się spotkamy, nie odchodź daleko...~

Ciężki rozdział. Przyznaję, że napisanie ostatniej części było trudne. Ale wydaje mi się, że jest w porządku, że oddałam uczucia Itachiego tak realistycznie, jak tylko potrafiłam. Błędy? Wytknijcie, chętnie poprawię. Cóż... powiem szczerze, że sama jestem trochę... nie wiem, nie czuję się jakoś specjalnie po tym, co napisałam. Przywiązałam się do Sahirah. Stworzyłam ją z wielką miłością i pasją, chciałam, by odegrała wielką rolę, ale chyba się nie wywiązałam, prawda? Ale, znając mnie po tych kilku rozdziałach, powiem tylko: Spodziewajcie się mnie w najmniej oczekiwanym momencie.
To tyle. Do usłyszenia.

2 komentarze:

  1. Brak mi słów. I w ten sposób rozpocznę swój wywód. Nie spodziewałam się że ona umrze. Sądziłam że wyzdrowieje, wyżyje się na Itachim po czym po jakimś czasie będą ze sobą. Zbyt dużo przewidywalnych blogów. Zaskoczyłaś mnie tyle ci powiem. Czekam na więcej z twojej strony z wielką niecierpliwością. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się co mam napisać i nic nie wpada mi do głowy. Czuję się zaskoczona i zupełnie skołowana. Nie śniło mi się, że tak to wszystko się potoczy. Cały czas mam nadzieję, że zobacze napis. " Ufff to był tylko sen - koszmar z którego obudził się zalany potem Itachi" i znów poczuję niewiarygodną ulgę. No bo dlaczego Sahirah ma nie żyć, czemu Itachi ma popełnić samobójstwo? Czemu?
    Co poczuję Sasuke?? A Sakura ona tego nie przeżyje, kolejna śmierć bliskiej jej osoby...
    Czy tego nie można już odkręcić, by wszystko co przeczytałam okazało się cholerną pomyłką?!
    Jestem zbyt zszokowana by powiedzieć coś więcej więc na tym kończe mój komentarz.
    Paulina

    OdpowiedzUsuń