Yo! Z tej strony ulubiona autorka, czyli ja. Tak zauważyłam, że trochę osób wchodzi na bloga, wbrew pozorom sama sobie statystyk nie nabijam, nie, nie, do tego jeszcze nie doszło. Ale czy ktoś słyszał o akcji "Komentuję - doceniam cudzą pracę"? Dla nas, autorów, podejrzewam, że wszystkich, bardzo ważna jest świadomość, iż komuś podoba się nasza twórczość. Choć z drugiej strony, jeśli komentarze miałyby wyglądać "Super notka, kiedy next? Wpadnij do mnie na www...". Nie, nie zamierzam wpadać, za młoda jestem na takie ekscesy. Dobra, zapomnijcie, nie było tematu, bierzmy się za robotę.
-Prosiłam cię, żebyś jej w to nie pakował! Co teraz?! Jeśli Sasuke się dowie...
-To co?- Uchiha przerwał mi bezceremonialnie, z wypraną z emocji twarzą. W takich momentach czułam złość przemieszaną ze strachem. Itachi nigdy nie podnosił głosu, mówił cicho, stanowczo, lecz jego głos ciął niczym nóż. Jego oczy patrzyły wtedy wyzywająco na każdego, a ich chłód przenikał do kości. Wydawało mi się, że czyta w moim umyśle, jakby mój mózg był pierwszą lepszą książką, którą on bez wysiłku otwiera i wyciąga potrzebne informacje.
-To nic go nie zatrzyma przed przyjazdem tutaj. A wtedy, kochanie - powiedziałam to czułe słówko z ironią - skończy się wszystko.
-Wiem o tym.
-To po co to wszystko?! Ona jest przerażona! Nie tak miało to wszystko wyglądać! Nie uprzedziłeś mnie, nie powiedziałeś że mogło się skończyć tak, jak się skończyło! Itachi...ty...ja...- wypuściłam powietrze z płuc i odwróciłam głowę w drugą stronę. Byłam zmęczona zamartwianiem się o niego, czy wyjdzie cało z kolejnej strzelaniny, wyścigu lub porachunku. Chciałam spokoju, choć wiedziałam, że po tym, co widziałam, ten upragniony spokój będzie mnie omijał. Bezsilnie uderzyłam ręką w wewnętrzną stronę drzwi samochodu i zagryzłam wargi, by się nie rozpłakać. Jak długo to będzie trwało? Cholera, kochałam go ale nie chciałam żyć w ten sposób. Oparłam łokieć na podłokietniku i przyłożyłam dłoń do czoła. Milczał. Z głośników cicho sączył się wokal Timberlake'a, w piosence "Mirrors".
Sytuacja mnie przerosła. Mogłam wtedy skłamać, że Sakura nie chce iść. Mogłam powiedzieć tysiąc innych rzeczy. Dlaczego tak mi zależało na tej dziewczynie? Bo była jedyną, do której młodszy brat Itachiego coś poczuł. I tylko ona mogła mu pomóc po odejściu Itachiego z Konohy.
-Zupełnie, jakby ciebie to ruszało-usłyszałam jego głos i doznałam uczucia, jakby uderzył mnie w splot słoneczny. Poczułam palące łzy pod powiekami, więc zamrugałam gwałtownie kilka razy i wzięłam głęboki wdech, by się opanować.
-Zatrzymaj się. - powiedziałam po prostu.
-Sahirah...- wyciągnął rękę w moją stronę. Skuliłam się i wcisnęłam w najdalszy kąt auta. Zrezygnował i zatrzymał samochód. Wysiadłam na środku ulicy i wtopiłam się w tłum pieszych na pasach. Usłyszałam jeszcze jak Itachi rusza z piskiem opon.
-Sakura, jak się czujesz?- usłyszałam i popatrzyłam przed siebie. Niebieskozielone oczy Sah wpatrywały się we mnie intensywnie.
-Chciałabym... chciałabym porozmawiać z Sasuke. - wychrypiałam, czując, że tylko on może zrozumieć i mnie stąd zabrać. Moja rodzina była w gangu, moja nowa przyjaciółka była w gangu, ja sama zostałam wciągnięta w jakaś rozgrywkę i nie miałam pojęcia, co dalej. Czy Kaira o tym wie? Czy ktokolwiek o tym wszystkim wie? Przypomniałam sobie wyrazy twarzy Yahiko, Nagato i reszty. Byli gotowi zabić, pusty wyraz ich oczu wyraźnie o tym informował. Zadrżałam i podkuliłam nogi pod siebie.
-Nie możesz. - brzmiała odpowiedź. Spojrzałam na nią zaskoczona. Jak to: nie mogę?!
-C... co?
-Sakura, posłuchaj, wszystko się trochę skomplikowało... to nie miało być tak... i teraz ty nie możesz...- plątała się bezradnie, chodząc w kółko po moim pokoju. Wróć, po moim tymczasowym pokoju. Nie zostanę tutaj. Nie mogę. Wrócę do Konoha.
-Sahirah...- zaczęłam mimowolnie się denerwować. Musiałam chyba jakoś odreagować stres. Tyle, że Orissa też nie wyglądała jak oaza spokoju.
-Sasuke będzie chciał tu przyjechać. A nie może tego zrobić, więc ty nie możesz mu nic powiedzieć. Nie możesz teraz do niego zadzwonić, bo on domyśliłby się, że coś jest nie tak. Chociaż nic by się nie stało, gdyby nie cholerny Itachi!- warknęła na koniec i opadła na krzesło.
-Sah, opowiedz mi o wszystkim. Proszę. - uśmiechnęłam się do niej nieśmiało. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się również, choć ten grymas nie sięgnął oczu.
-Wybacz mi, Sakura, ale nie mogę. Poza tym, jest na to za wcześnie, sądząc po twoim stanie.
-No to powiedz mi, co się stało między tobą, a Itachim. - zażądałam, chcąc zmienić temat. Dziewczyna pokręciła lekko głową i westchnęła ciężko.
-Prosiłam go, żeby trzymał cię od tego z daleka, ale on... jak zwykle o niczym mi nie mówi. No, może nie do końca, ale nie o to chodzi! On jest czasami nie do zniesienia. I uważa że... wiesz, najgorsze w tym wszystkim jest to...-westchnęła ciężko - Itachi myśli, że ja nic już nie czuję, że nic mnie nie obchodzi, że po tak długim czasie w gangu, nic mnie nie dotyka.- opuściła ramiona i uszło z niej życie.
-Ale przecież go kochasz. A on kocha ciebie, tak?- upewniłam się.
-Wiesz, to temat na kilka godzin. - westchnęła znów, uśmiechając się do swoich myśli. Milczałyśmy przez chwilę. Ja zastanawiałam się, co kryło się za fasadą związku Sah i Itachiego? Kim w ogóle był Itachi Uchiha i dlaczego był w gangu? Jak długo to trwało? Co oni właściwie robili?
-Sakura... przepraszam że musiałaś brać w tym udział. Może gdybym była bardziej zdecydowana, to wszystko by się nie wydarzyło. - usłyszałam jej przytłumiony głos. Spojrzałam na nią zdumiona i zobaczyłam poczucie winy malujące się na jej twarzy. Wróciłam na chwilę myślami do wczorajszego wieczoru i stwierdziłam, że poza kilkoma minutami strachu, cała akcja wydała mi się fascynująca. Dreszcz niebezpieczeństwa podobał mi się, choć nie chciałam się do tego przyznać.
-To nie była twoja wina. Sama mówiłaś, że Uchiha zawsze chodzą swoimi drogami i nikogo nie słuchają.- uśmiechnęłam się wesoło. Sahirah także zaczęła się uśmiechać z wdzięcznością.
-Nie mówiłam Ci jeszcze ale wczoraj, w Oxygen, patrzyłam jak tańczyliście. Byliście wspaniali. - przypomniałam sobie. Dziewczyna ściągnęła brwi i pokręciła znów głową.
-Od tak dawna razem nie tańczyliśmy, że prawie zapomniałam, jak bardzo kocham to robić mając go za partnera. Tak się poznaliśmy, mówiłam ci? - zachichotała psotnie a ja wyprostowałam się na łóżku. Bardzo chciałam usłyszeć jak to się stało, że są razem ale ona chyba uznała, że jeszcze nie czas na to.
-Kiedyś opowiem ci o tym, to było dziwne, przynajmniej dla mnie. On uważa, że całkiem zabawne. Wiesz, nie powinnyśmy tak siedzieć i się użalać nad sobą. Zadzwonię do Konan, może wyszłybyśmy do kina, co myślisz?- odwróciła się od zwątpienia i strachu niczym dziecko, które po stracie jednego lizaka dostaje następnego. To była jakaś część jej osobowości, na tym polegał jej urok, a ja z tego korzystałam. Dzięki niej ja także zapominałam o problemach, a kiedy znów wracały, patrzyłam z dystansem i znajdywałam rozwiązanie.
-Pewnie. Zabierzmy też Rei. - podsunęłam, a po jej twarzy przemknął cień.
-Wiesz...Rei...- zwiesiła głos i szukała odpowiednich słów - nie przepadamy za sobą. -zakończyła zgrabnie, a ja zaśmiałam się tylko. Domyślałam się dlaczego, widziałam, jak Rei patrzyła wczoraj w klubie na Itachiego.
-Jest zazdrosna? - zapytałam.
-Ja uważam, że mnie nienawidzi. - zniżyła głos do szeptu i uśmiechnęła się konspiracyjnie.
-No, to chodź! A później wyskoczymy gdzieś zatańczyć, hm?
Widzicie? Dlatego ją uwielbiałam, zawsze wiedziała, o czym myślę.
-Chyba zachowałem się jak palant - odpaliłem kolejnego papierosa i przeczesałem dłonią włosy.
-Chyba? - powtórzył Nagato z ironicznym uśmiechem - Zachowałeś się jak idiota. Odkręć to, chociaż moim zdaniem, to bez sensu. - dodał po chwili. Popatrzyłem na niego zdziwiony, a on w odpowiedzi na moje spojrzenie zaciągnął się dymem.
-Tenshi ma dość, przyjmij to do wiadomości. Nas bawi igranie z życiem, władza i pieniądze. Chcemy wygodnego życia, a cenę płacimy z uśmiechem. Okazuje się, że jeśli chcemy tak żyć, to musimy znaleźć inne kobiety, dla których ważna jest marka samochodu, metka, perfumy i ilość banknotów w portfelu. Chcesz tego?
-Nie mogę się teraz wycofać. Sprawy zaszły za daleko. - westchnąłem ciężko. Wiedziałem, o czym mówił. Widziałem błysk strachu w oczach Sah, gdy mówiłem, że mam kilka spraw do załatwienia. Zaciskała wargi w wąską linię gdy informowałem ją, że muszę zniknąć na jakiś czas i witała mnie z oczami pełnymi łez, gdy wracałem, bo wiedziała, gdzie byłem i co robiłem. Stopniowo zaczęła się mnie bać, a ja traktowałem ją jak wroga. Byłem obojętny, zimny i nie słuchałem jej, gdy mnie prosiła o coś. Odsuwaliśmy się od siebie, przestaliśmy rozmawiać i razem tańczyć.
-To pozwól jej odejść. - brzmiała odpowiedź. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
-Hangetsu... - zacząłem, ale on zgasił mnie spojrzeniem.
-Nic jej nie zrobią. Niech wyjedzie do Konoha, twój brat zajmie się jej ochroną, może jak ochłoniecie, to coś postanowicie. - wzruszył ramionami.
-Sasuke ma co innego do roboty. Jeśli ona pojawi się w Konoha, to wszyscy będą o tym wiedzieć i cały plan szlag trafi. Dodatkowo tam nie jest bezpieczna, tutaj owszem.
-A mi się wydaje, że ty zwyczajnie boisz się, że ona ułoży sobie życie z kimś innym, co, Sharingan?
-Zabiłbym go. - zgodziłem się uczciwie, mając na myśli wyimaginowanego przeciwnika z którym Sah... Nigdy bym na to nie pozwolił!
-Wiedziałem, że nie traciłbyś czasu gdybyś nic do niej nie czuł, ale nie sądziłem, że tak się sprawy mają. - zaśmiał się cicho. Chcąc, nie chcąc, też się uśmiechnąłem. Orissa robiła ze mną, co chciała, choć ciężko było mi się do tego przyznać. Od początku wiedziałam, że to nie jest zwykła zachcianka, najpierw pokochałem z nią tańczyć, później pokochałem ją.
-Pogadam z nią.- rzuciłem niedopałek na ziemię i wsiadłem do samochodu.
-Ja kupię bilety, ty idź po popcorn. - zarządziła Sah, gdy już uzgodniłyśmy, jaki film obejrzymy. Byłyśmy w jednym z największych kin w Suna, budynek robił wrażenie. Wybudowano go na wzór innych budowli w starej części miasta. Zdobienia i ornamenty ciągnęły się przez długi hall, w oknach pyszniły się czerwone, grube zasłony związane złotymi, plecionymi sznurami. Na ścianach powieszono obrazy przedstawiające powstanie miasta, wojny, rewolucje i powstania. Podobało mi się. Wyglądało to jak muzeum, ale w rzeczywistości było nowoczesnym kinem. Stoisko z popcornem i napojami było oblegane, gdy w końcu przyszła moja kolej, jakiś mężczyzna bezceremonialnie wszedł przede mnie. Przewyższał mnie o głowę i miał ciemnoblond czuprynę.
-Hej, teraz ja. - warknęłam zirytowana i szturchnęłam go w ramię. Odwrócił się w moją stronę i jego brązowe oczy zlustrowały mnie od stóp do głów. Zacisnęłam szczęki i popatrzyłam na niego z góry, co było ciężkie, bo w końcu był wyższy.
-Słuchaj, skarbie, spieszę się...- zaczął, ale ja nie zamierzałam tego wysłuchiwać. Co mnie w zasadzie obchodziło, że jakiś facet się spieszy?
-Słuchaj, skarbie, mam to gdzieś. Albo się posuniesz, zajmiesz miejsce na końcu i grzecznie zaczekasz na swoją kolej, albo porozmawiamy inaczej, a wtedy skończy się Dzień Dziecka. - odepchnęłam go lekko i złożyłam zamówienie. Popcorn z karmelem dla Sah, solony dla mnie i dwie duże Cole.
-Jestem Yoda. - usłyszałam z boku tego aroganta. Popatrzyłam na niego chłodno i kiwnęłam głową. Wgapiał się we mnie bezczelnie z chamskim uśmiechem, wyraźnie spodobało mu się, że go opieprzyłam.
-A ty jesteś? - drążył, przewróciłam niechętnie oczami i zapłaciłam kasjerce. Wzięłam popcorn ale zabrakło mi rąk dla napojów. On je wziął. Przysięgam, ten facet wziął Cole i nadal patrzył na mnie z uśmiechem. Odwróciłam się szukając Sah, właśnie kupowała bilet, na szczęście.
-A ja jestem niezainteresowana, dziękuję. - spojrzałam na napoje w jego rękach. Zauważyłam tatuaż na odsłoniętym nadgarstku. Półksiężyc.
-Żaden problem. - zaśmiał się wesoło słysząc moją odpowiedź - więc, Niezainteresowana, z kim przyszłaś?
-Nie mógłbyś się przyczepić do kogoś innego? - zapytałam zirytowana, nie wiedzieć czemu oczy mu zabłysły niebezpiecznie.
-Sakura? Wszystko w porządku? - zza jego pleców dobiegł mnie głos Orissy.
-Jasne, Yoda mi pomógł. - uśmiechnęłam się, gdy pojawiła się obok mnie i przejęła te cholerne kubki z Colą.
-Cześć Tenshi. - przywitał się mężczyzna, zmieniając wyraz twarzy na bardziej zadziorny. Znali się?
-Cześć, Yoda. Pozwolisz, że już pójdziemy. - kiwnęła mi głową i wyminęłyśmy go, kierując się do sali numer trzynaście. Czułam podświadomie, że on tam stoi i gapi się na mnie. Tknęło mnie złe przeczucie, Sah zacisnęła wargi i nic nie mówiła uparcie, ale jej wzrok gdy witała się z Yodą mówił wszystko.
-Sahirah? - zapytałam cicho, jakbym bała się, że on idzie za nami i podsłuchuje.
-Tak? - przywołała na twarz uśmiech. Skrzywiłam się lekko.
-Kto to był? Ten natręt?
-Och, stary znajomy, nie rozmawiamy już ze sobą. Kiedyś się pokłóciliśmy. - ucięła moje pytania. Wzruszyłam tylko ramionami i weszłyśmy do zaciemnionej sali. Coś chyba było nie do końca tak, jak mi próbowała wmówić. Kwestia czasu kiedy dowiem się wszystkiego.
Czarne BMW z przyciemnionymi szybami zaparkowało pod KonohaCenter. Wysiadł z niego czarnowłosy chłopak w czarnym garniturze. Wszedł do budynku i, nie patrząc na nikogo, skierował się do windy. Za nim podążył wysoki mężczyzna w popielatej marynarce i takich spodniach. Czarnowłosy chłopak wcisnął guzik z wytłoczoną dwudziestką.
-Jak długo każesz mnie śledzić?-odezwał się spokojny baryton. Mężczyzna w szarej marynarce uśmiechnął się pod nosem.
-Do odwołania. - odparł tylko. Czarnowłosy kiwnął głową. Winda się zatrzymała na dwudziestym piętrze. Obaj wysiedli i przeszli długim hallem do pokoju numer siedemdziesiąt. Za mahoniowym biurkiem siedział mężczyzna o ziemistej, wyrachowanej twarzy. Zmierzył wchodzących uważnym spojrzeniem i uśmiechnął się drapieżnie. Siedzący na przeciwko niego mężczyzna siedział na fotelu bez ruchu.
-Wszystko gotowe. - powiedział czarnowłosy. Mężczyzna zza biurka kiwnął głową i wstał.
-Musimy zmienić trasę. Niefortunnie lokalna policja dowiedziała się o moim wyjeździe. O szczegółach poinformuje was Yoroido. - wskazał głową na siedzącego i podszedł do drzwi. Czarnowłosy wyciągnął z poły marynarki broń i wkręcił tłumik. Wycelował w głowę siedzącego i nakazał mu się odwrócić. Mężczyzna wstał, wziął głęboki wdech i wyszedł na spotkanie śmierci z podniesionym czołem. Stłumiony odgłos wystrzału zakłócił ciszę.
-Doskonale. Jeden problem załatwiony. -kiwnął z uznaniem mężczyzna, który przed momentem skazał drugiego człowieka na śmierć - Robisz się niezastąpiony i zabójczo skuteczny, Sasuke.
Mrrr... co się dzieje. Podoba się komuś? Mówiłam, że zamierzam namieszać, więc nawet bez zbędnych komentarzy! ^^ Ja jestem zadowolona. Kto, jak kto, ale ja muszę. I nie narzekać mi na krótki rozdział, tyle w nim informacji, że wystarczy za 30 bezsensownych stron worda. Dziękuję. To tyle na dziś.
Ohayo!:D No więc hmhmh, rozdział bardzo mnie wciągnął, nie powiem:D Skąd ja znam ten pisk opon, gdy wkurzony facet odjeżdża...no nieważne:D Czytając to miałam wrazenie ze ja jestem sakura xD Te kesty do Yody, normalnie jakbym siebie slyszala haha:D Itachi cos ukrywa!:O wiem to!:O A Saske..hm, niezly cwaniaczek sie z niego robi:D wstapil do Yakuzy czy co?:D biedna Sakura,jej chlopak jest przestepca :c
OdpowiedzUsuńNo fajnie, fajnie tylko brakowalo mi wlasnie tych znaków interpunkcyjnych w tym rozdziale co o dziwo prawie nigdy nie zauwazam, ale tutaj niestety mi sie rzucilo w oczy :/
Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy:D
Pozdrawiam En.
Osz faktycznie interpunkcja nie za dobrze mi tu leży... Kiedy ja to przeoczyłam? Hej, dzięki, dobra uwaga. Sasu do Yakuzy... interesujące, nie wpadłabym na Yakuzę ^^ Ale na bogato.
OdpowiedzUsuńJeśli jesteś zainteresowana to zapraszam na dwa nowe rozdziały ^^ są krótkie, ale właśnie dlatego dodaje je w małym odstępie czasowym :) niedługo będzie cześć druga rozdziału VII :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam En.